środa, 12 czerwca 2013

'WOODSTOCK 2012' 1#

W ogóle to dlaczego Woodstock ? ...

Od około 7 lat moim marzeniem było - muszę tam być ! Byłam wtedy małą harcereczką radośnie biegającą przez trzy tygodnie, pośród wysokich drzew, zachwycającą się miękkością trawy pod stopami wymyślając przy tym nocne żarty podczas wymykania się z obozu.
Nie mogłam jechać na Woodstock ponieważ co roku dokładnie w tym samym czasie miałam obozy harcerskie z których nie było opcji rezygnować. Ale nigdy nie odpuściłam sobie tego celu i wiedziałam, że w końcu pojadę. Ale po co ? ...
Moja przyjaciółka pojechała na Woodstock razem z klubem motocyklistów "Boanerges", bo tam miała być bezpieczna miejscówka, jedzenie i prysznice. Pojechała tam z naszą wspólną przyjaciółką... ja w tym czasie byłam na obozie, ale czekałam niecierpliwie aż dostanę jakąś wiadomość od K. jak jej się podoba i jak ogólnie wygląda festiwal. Dostaję sms-a mniej więcej tej treści " Aga jest strasznie... głośno, upał, w nocy nie można spać bo muzykę słychać na maxa, do tego jakieś akcje niebezpieczne i brudno".  Ja po dostaniu tego sms-a pomyślałam...Jej SUPER !!! Współczułam jej, jak tylko powinna współczuć przyjaciółka, ale wiedziałam, że JA TAM MUSZĘ BYĆ. To były moje klimaty.
Mijały lata ja miałam obozy harcerskie, potem wyjechałam do Anglii na 3 miesiące wakacji i rok po roku nie wychodziło. Ale pomimo tylu lat ciągle miałam to pragnienie - muszę tam być !

W końcu rok temu pojechałam na Slot Art Festival. I stwierdziłam, że jak już tam byłam to Woodstock muszę zaliczyć ! Po Slocie pojechałam na działkę nad jeziorem i ... na maxa mi się odechciało ! Leżałam sobie na materacu na środku jeziora, piekłam się na słońcu, jadłam arbuza, a wieczorami siedziałam na brzegu jeziora i zachwycałam się pięknem przyrody. Już postanowiłam, że nie jadę, bo ludzi nie znam, bo w sumie to mi tu dobrze, że się też trochę boję nowych wyzwań i tak się modliłam i powiedziałam "Boże jakoś nie mam przekonania, to może nie powinnam jechać, ale jakby co, to drzwi otwarte".
4 dni przez Woodem zadzwoniła do mnie znajoma i zaczęła mnie namawiać, pomimo tego, że i tak byłybyśmy zupełnie w innych miejscach nie spotykając się, ale zaczęła mnie namawiać. I wtedy pomyślałam " Aga ty leniu ! Tyle lat chciałaś jechać i nie mogłaś, a teraz gdy możesz to nie pojedziesz tylko dlatego, że ci tak dobrze nad jeziorem?!" I tak konwersacji sama ze sobą postanowiłam - JADĘ !

Ale to nie o zeszłej przygodzie z Woodstockiem chcę opowiedzieć, ale o tegorocznej. Jednak gdybym wtedy nie pojechała nie poznałabym ludzi z którymi mogłam jechać już w zupełnie innej roli, robiąc rzeczy, które przerosły moje oczekiwania... a już na pewno wyobrażenia.I powiem tylko tyle z jakiegoś powodu nosimy w sercu pewne pragnienia i nie stają się one słabsze z biegiem lat. Z jakiegoś powodu tam tkwią i jakkolwiek niewykonalne się wydają, albo dziwne to z jakiegoś powodu tam są. Czasem może trzeba czekać 7 lat żeby się okazało jak istotne może być takie pragnienie... Napisałam tą całą historię aby pokazać, że czasem nie trzeba czekać na bardzo wyraźny boży głos albo proroctwo od proroczych sław naszego kraju. Czasem po prostu masz pragnienie. Zwykłe pragnienie. To może wydawać się jak najbardziej prozaiczne. Ale brakuje nam odwagi, a czasem zwykłej ochoty do działania i w ten sposób nasze życie niczym się nie wyróżnia, nic się nie zmienia.
Chcemy widzieć wielkie rzeczy w naszym życiu, ale brakuje nam odwagi, motywacji, zwykłej chęci aby podjąć wyzwania i pójść za czasem bardzo cichym głosem Ducha Świętego.

Aby widzieć zmiany, trzeba podjąć decyzje, które te zmiany przyniosą.

W 2013 pojechałam drugi raz na Woodstock. Tym razem już nie z moją poprzednią ekipą, ale ze Steigerem (misyjna szkoła biblijno-ewangelizacyjna, która działa w szczególnie trudnych środowiskach i pomaga przy koncertach 'No Longer Music'). Mocno alternatywni ludzie powiedziałabym ;) Bardzo ciekawi i bardzo zdeterminowani aby iść za Bogiem. Nasz plan był taki : iść na Woodstock i po prostu o każdej porze dnia i nocy być otwartym na to aby rozmawiać z ludźmi i pokazywać im Jezusa takim jakim jest, a nie takim jakim pokazuje im kościół...

Jako ekipa nie mieliśmy miejsca 'zaczepienia' gdzie można by było zaprosić ludzi, porozmawiać z nimi... jakoś po tych rozmowach nawiązać kontakt. Okazało się, że Filip (nasz lider) ma wielki wojskowy namiot taki na ok 50 osób. Zawaliście się ucieszyliśmy i radośnie chcieliśmy go rozstawić, ale .... to było bardzo słabe miejsce. Ludzie praktycznie musieliby nas szukać. A na Woodzie liczy się to co WIDAĆ lub SŁYCHAĆ. A mieliśmy dość sporą konkurencję, biorąc pod uwagę choćby Krisznowców :D Jednak nie było innej opcji i nie mogliśmy nic zmienić, więc po prostu spotykaliśmy się tam na modlitwy i uwielbienia... dosłownie po dwóch dniach, dzień przed oficjalnym rozpoczęciem Wooda, okazało się, że musimy oddać to miejsce, bo ta ziemia do kogoś należy i musimy się przenieść. "CO?!" Ciekawe gdzie... Ale Bóg wiedział.

Dzień przed rozpoczęciem Bóg przeniósł nas z miejsca schowanego w krzakach na uboczu na główną drogę, która prowadziła na Woodstock. To jest mój Bóg ! Codziennie mijały nas setki tysięcy ludzi !!! Każdy kto chciał się dostać na festiwal musiał minąć nasz namiot. A ponieważ był chłodnym i zacienionym miejscem woodstockowe dzikusy nie miały wyjścia, musiały się zatrzymać xD  W rezultacie nasz namiot pękał w szwach.

O ile uważaliśmy to za początek sukcesów, dla mnie jednak to był początek walki, która wiedziałam, że nadejdzie ...

c.d. - 'Woodstock 2012' 2#





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz