poniedziałek, 1 lipca 2013

ŚWIEBODZISPODZIANKA :D 2#

Otóż ... serio nie mogłam znaleźć samochodu ! Biegłam wzdłuż korka trochę w panice nie ukrywam. Po ok 5 minutach desperackiego rozglądania się dookoła obczaiłam, że korek wcale korkiem nie był i całkiem dziarsko sunął do przodu. Wsiadłam zasapana jak dzika i pojechaliśmy przed siebie.

Za nami największy Jezus na świecie xD
Kiedy zaparkowaliśmy przed kościołem w Świebodzinie spojrzeliśmy wszyscy na siebie i było jasne, że pociąg pozostał już tylko nie spełnionym wspomnieniem. Weszłyśmy do kościoła z Kasią. Powiem tak : Nigdy w życiu nie doświadczyłam tyle bezinteresownej pomocy, miłości, wsparcia i troski. W kościele już odbywało się spotkanie organizacyjne dla misji. Marek (mój bardzo dobry kumpel, którego poznałam dwa lata temu na woodzie) prowadził to spotkanie. On był jedną z tych osób, które bardzo namawiały mnie żebym jechała. Kiedy wbiegłyśmy z Martą i Kasią, Marek na serio się ucieszył i ja baardzo też ! Chciałam być w domu, ale jednak jeden jeszcze dzień spędzony z ludźmi, których się widzi raz do roku było bardzo radosną perspektywą.

Dostałyśmy jedzenie, cały pokój dla siebie z łóżkiem i pościelą... ten kościół mnie nie znał, nie zapłaciłam na misję i nie za bardzo miałam zamiar na niej zostawać chciałam zostać na noc i następnego dnia jechać do domu. Ale już wieczorem kiedy poszłam się modlić czułam, że to nie może być przypadek. Zapytałam Kasię co ona o tym myślała i też miała takie odczucia. Postanowiłyśmy się po prostu modlić. Jak skończyłyśmy to obydwie nie miałyśmy żadnych konkretnych przemyśleń. Ale nie czułam, że mamy wracać. Postawowiłyśmy podjąć decyzję następnego dnia. Wzięłyśmy prysznic i poszłyśmy spać w łóżkach <3 nbsp="" p="">
Rano dziewczyny pisały ulotki, które rozdawali ludzie z generacji na mieście w ciągu dnia o naszych klubach młodzieżowych i zabawach organizowanych dla dzieci. Dosiadłam się, bo nie miałam co robić i po prostu zaczęłam im pomgagać to pisać. Już wtedy czułam, że Bóg chyba na serio chce mnie tutaj, ale nie miałam jeszcze pewności... bo prawda jest taka - ja nie lubię takiego sposobu ewangelizacji. Nie czuję się w tym swobodnie, forma jakoś mnie gryzie. Było to dla mnie kolejne przełamywani tego co lubię, a tego do czego mnie posyła Bóg w danym momencie. Po obiedzie zorientowałam się, że moje wszystkie ciuchy na serio śmierdzą woodem i nie miałam już nic czystego. Praktycznie od razu zaproponowano nam pralkę. Ale myślałam, że skoro i tak nie zostanę to po co...

Wieczorem poszłam na klub i powiem szczerze - to nie jest ewangelizacja, którą lubię to się nie zmieniło. Ale prawdą jest, że pokochałam tą młodzież i te dzieci, które tam były. To mnie zaskoczyło. Sama ewangelizacja nie była czymś co by mnie jakoś ciągnęło przez formę... ale... zobaczyłam te dzieciaki, często z patologicznych rodzin, takie pełne potrzeby miłości i akceptacji... zobaczyłam dziewczyny, które bardzo słabo dawały się trakotwać chłopakom i poczułam tą miłość i to złamanie, które jest w stanie dać tylko Bóg. Brałam udział w tych zabawach i grach i powoli w moim sercu budziła się decyzja pozostania. Wieczorem poszłam się modlić i podjęłam decyzję, że jeśli rano nadal będę czuć to przekonanie to zostaję. I faktycznie tak się stało. Zostałam razem z Kasią.
Każdego dnia przygotowywane były dramy, pokazy puszczania wieeelkich baniek, Marta zrobiła fireshow, duuużo gier i wypasionych zabaw, w które sama się wkręcałam :D Pod koniec i w trakcie w sumie był motyw ewangelizujący. Można było powiedzieć swoje świadectwo i jakieś słowo. Ja miałam w sercu takie coś, że chciałabym w sumie, ale obiecałam sobie, że jeśli mnie ktoś nie poprosi to nie powiem. I długo nie musiałam czekać, bo Marek szybko mnie zapytał czy przypadkiem nie miałabym ochoty- ZAWSZE ! Kiedy mogę opowiedzieć o tym jak Bóg uratował mnie od popełnienia samobójstwa, depresji, braku samoakceptacji czy braku radości w życiu to zrobię to. Chcę aby ludzie wiedzieli jaki jest Bóg i jak bardzo zmienia. Czułam się bardzo szczęśliwa. Ale też jakiś stres na mnie przyszedł pomimo tego, że na woodzie moje świadectwo to ja chyba każdego wieczoru mówiłam z kilkanaście razy. Dziwiło mnie to. Wiedziałam jakies 3/4 dni wcześniej, że będę mogła powiedzieć i jedyne co robiłam to po portu modliłam się o to.
Przygotowywania do dram
Każdy dzień upływał  tak samo praktycznie. Jakieś próby do dram, ewangelizacja na mieście, jakiś czas wolny, posiłki, modlitwa i spanie. Podczas tego czasu ciężko było mi znowu znaleźć taki jakościowy czas z Bogiem. Bardzo za Nim tęskniłam, ale nie miałam miejsca gdzie mogłabym na dłużej usiąść skupić się i zając tylko Nim. Kradłam jakieś kawałki czasu żeby się modlić, ale moje serce było głodne, a do tego takie pełne złamania dla tych ludzie. Tak bardzo chciałam im pomóc... a niestety nie da się pomóc wszystkim na raz a już na pewno nie na siłę.
To było coś co mnie bolało, albo nawet jak dzieci podejmowały jakieś decyzje to w domu mieli rodziców, którzy po prostu ciągnęli w dół. Ciężkie to było. Kasia na dwa dni pojechała do Warszawy co było dość szalone, bo pjechała tylko aby zabrać swojego byłego chłopaka na koncert No Longer Music, czuła, że ma to zrobić. I co najpiękniesze pojechała niby bez sensu na dwa dni tracąć mase czasu, ale wróciła taka szczęśliwa !!! Jej były chłopak, z którym zerwała jak się nawróciła naprawdę poczuł Boga na tym koncercie i Kasia opowiadała co to dla niej znaczyło i jak bardzo cieszyła się, że była posłuszna Bogu.

Nadszedł dzień, kiedy ja miałam mówić świadectwo. Brzuch mnie bolał, byłam zmęczona i stęśkniona za Bogiem. Nie był to najbardziej duchowy moment mojego życia. Szkoła, przed szkołą boisko. Nie była to udekorowana sala konferencyjna, bez zespołu uwielbienia, czy ładnych ubrań i pachnących dzieci. Było to boisko przed szkołą, z masą rozwrzeszczanych dzieci, które chciały się bawić, a nie słuchać, z nastolatkami, które siedząc pod drzewem paliły fajki i patrzyły jak na ludzi z kosmosu na nas. Tak było. A moje serce się łamało, bo ja tak bardzo chciałam żeby po prostu byli zbawieni.
Powiedziałam moje świadectwo a na koniec zapytałam czy ktoś nie chce poznać właśnie takiego Jezusa, jakiego spotkałam ja. Czy nie chce żeby jego życie się zmieniło... CISZA. Przez kilka chwil nikt nie wychodził. Wiedziałam, że to wymaga wiele odwagi aby w takim momencie wyjść i przy wszystkich kumplach przy których się po prostu cały czas tylko odgrywa emocjonalnego twardziela, wyjść i przyznać : tak chcę aby moje życie się zmieniło... po kilku chwilach dzieci i młodzież zaczęli wychodzić... jedna osoba p o drugiej. Na koniec zebrało się ok 20/30 osób, które oddało tego wieczoru swoje życie i podjęło decyzję, że chce zmienić coś w swoim życiu. Zebraliśmy się wszyscy w kółko i przykucnęliśmy i wszyscy powtarzali za mną, że przyjmują Jezusa jako swojego Pana i Zbawcę.

To jest dopiero radość. To był moment dla którego przyjechałam. To był moment dla którego warto było nie spać, nie wracać do domu, pytać się i modlić pomimo braku widoczności celu podróży. Kiedy się widzi łzy w oczach młodych ludzi, którzy naprawdę chcą zmian. To była moja radość.Ale nie tylko to...

Kasia Kejt
Drama i Kejti w roli głównej
Moja Kasia, która nawróciła się rok wcześniej opowiadała ludziom o Bogu, brała udział w dramach i była dla mnie wsparciem. Oglądanie jak ktoś komu mówiło się o Jezusie idzie za Nim i realizuje boży plan dla swojego życia jest bezcenne. Kiedy widziałam ją rok wcześniej jako bardzo zamkniętą, z brakiem poczucia własnej wartości, smutnej i samotnej w środku... a teraz ! Pełna radości, mówiąca głośno swoje świadectwo jak Bóg zmienił jej życie, grająca w dramie, jeżdżąca ze mną na woodstock i misje. Serio płakałam jak dzika tylko na nią patrząc.

Marta, która codziennie pokazywała mi jak bardzo życie może być trudne,a jak bardzo wiele radości w tym można zachować i jak bardzo można w tym ufać Bogu. Nasze wspólne modlitwy ! Jej dzikość i radość i prostota w tym wszystkim obnażały moją religijność i na stałe wpłynęły na moją relację z Bogiem.

Dzieci... podszedł do mnie i do Kasi chłopiec (jeden z największych łobuziaków) i powiedział : "Pomódlcie się o mnie bo ja chcę poznać Boga i Go doświadczyć" to był wręcz nakaz. No i ja mówię, że spoko, ale doświadczanie Boga i słyszenie Go zabiera czas i na pewno tak się stanie i żeby się nie zniechęcał, a on po modlitwie mówi tak " A ja i tak wiem jedno (popatrzył w niebo, wyciągnął palec do góry) i tak Cię usłyszę, jeszcze zobaczysz !" Powiedział to po prostu do Boga. Moje serce wtedy się złamało. Zaśmiałam się bo był to uroczo zawadiacki chłopiec, ale zapytałam... Panie czy ja mam taką postawę ? Czy ja naprawdę tak właśnie potrafię zdecydowanie uwierzyć, że Cię doświadczę, usłyszę ? I moje oczy napełniły się łzami... Bóg tyle do mnie mówił przez te dzieci... jak mówiłam moje świadectwo to się popłakałam i powiedziałam im po porstu, że ich pokochałam... tak po prostu, że nie planowałam tu być, ale tal wyszło i to Pan Bóg to zrobił... potem podeszła do mnie dwójka chłopców i zapytali czemu się popłakałam. Powiedziałam im, że dlatego bo naprawdę ich pokochałam i zrozumiałam, że to dla nich przyjechałam. I oni byli totalnie zdziwieni. Nie wiedzieli czemu, za co mogę ich kochać.A to było prosto od Jezusa. Sama nie mogłabym ich tak po prostu kochać. Powiedziałam im to, że może ja nie mam powodów, ale Jezus ma i to On we mnie tak bardzo ich kocha,że ja płaczę.

Na misji poznałam kilku wspaniałych ludzi i powrót do domu byłby naprawdę największym błędem tych wakacji. Pokazało mi to, że czasem trzeba wyjść dosłownie ze sfery swojego komfortu i po prostu poczekać na Jego plan. Dobrze się bawiłam, ale do momentu w którym powiedziałam świadectwo jeszcze nie czułam dokładnie po co przyjechałam. Natomiast tego wieczoru dostałam odpowiedź... ale była jeszcze jedna niespodzianka.

Kiedy wracałam już do kościoła z ewangelizacji to podeszła do mnie pewna dziewczyna i powiedziała,że dotknęło ją to co mówiłam, że czasem przychodzi do tego kościoła, ale ... no właśnie ale ona ma w swoim życiu bardzo wiele strachu. Po prostu zaczęłam z nią rozmawiać, słuchać i pytać Ducha Świętego o co chodzi. Miałam bardzo dużo niepokoju i wiedziałam, że chodzi o coś grubszego. Z chwili na chwilę okazywało się, że ta dziewczyna ma widzenia widzi tam ciemne postacie, że w nocy czuje obecność różnych postaci wokół siebie, że czasem boi się wyjść z domu, że wdziała niektóre postacie bardzo wyraźnie. Mogłam się po prostu pomodlić o nią albo posłuchać i powiedzieć to minie albo módl się i przejdzie... ale czasem to nie wystarczy. Było już bardzo późno ale ja wiedziałam, że Jezus chce ją uwolnić od tego strachu i  diabeł nie ma prawa jej nękać. Wiedziałam, że takie jest serce Jezusa dla niej aby żyła w pełni wolności. Poszłam do liderki misji i Marka i zaczęliśmy się o nią modlić. O ile na początku było ok to potem miała demoniczną wizję i zaczęła cała płakać i się trząść. Nie będę zdradzać więcej szczegółów bo nie o to chodzi, o co chodzi to o to, że po kilku minutach modlitwy Bóg ją uwolnił, napełnił pokojem i zabrał ten strach na zawsze. Podczas modlitwy diabeł starał się ją po prostu przestraszyć aby nie modliła się dalej aby poddała się temu strachowi, ale postanowiła walczyć i nie poddać się temu. Na koniec powiedziała, że nigdy nie czuła takiej wolności, radości i pokoju i, że nie boi się już sama wracać do domu.

Czy warto było prosto z woodstocku pojechać do Świbodzina ? Coś co wyglądało jak zwyczajna pomyłka i mała przygoda z szalonymi piosenkami po drodze i skrajnym zmęczeniu okazało się być potężnym bożym planem. 30 ludzi oddała życie Bogu, dziewczyna została uwolniona, zyskałam kilka bardzo waznych znajomości, doświadczyłam miłości bezintreseoanej ze strony kościoła... poznałam Boga, który ma plan i jeśli choć trochę ugniemy się pod Jego wolą to zyskamy więcej niż podejrzewamy. Mogłam kilkakrotnie zrezygnować już na woodstocku, potem w Świebo, ale nie zrobiłam tego.

Było warto. Zmieniło to moje życie i życie innych ludzi. W tym roku oczekuję jeszcze większych niespodzianek ze strony Boga.