poniedziałek, 28 czerwca 2010

Norwegia, dzień 5

Siedzę w kuchni z oczami przymkniętymi na pół. Środek lata, ale pogoda tutaj wydaje się o tym zapominać. Szaro za oknem. Zimno. Ale w domku jest wystarczająco ciepło. Piję kawę, która bardziej przypomina „Cremone” (mleko w proszku do kawy) z cukrem i wodą niż kawę. Kupiłam sobie kubek. Mój pierwszy zakup na obczyźnie. Jest zielony i plastikowy, ale jest w nim coś, co sprawia, że lubię go brać w dwie ręce i nagrzewać jego ciepłem. Jest ładny. Ale ta kawa...no nie jest taka zła.

Jeśli myślisz, że kiedyś szukałeś pracy to na pewno nie wiesz co to znaczy. Dzisiaj rano po śniadaniu już drugi dzień z kolei pojechaliśmy szukać pracy i zarejestrować się w urzędzie dla oczekujących na pracę. Niesamowite jak Polska jednak jest jeszcze zacofana i niechętna do pomocy, uświadamiam sobie to często tutaj, ale dzisiaj wyjątkowo uderzyło mnie to. Tak, więc poszliśmy się zarejestrować. Miejsce bardzo ładne, kolorowe kanapy, wisząca plazma, stanowiska z wolnymi komputerami i telefonami. No i widok oczywiście. Fiordy przez całą długość, woda, woda, woda, statki, drzewa...cudnie ! Podeszliśmy do miejsca gdzie znajdowali się pracownicy

- Hello, we are looking for the job.

- Hi, where are you from ?

- Poland (moja pierwsza myśl, dlaczego oni nas ciągle o to tutaj pytają, czy to jest takie ważne ?)

- O, to witam ! Jestem z Polski w czym wam mogę pomóc?

No i nasza rodaczka spędziła z nami dobrą godzinę pomagając nam w poszukiwaniach, tłumacząc norweski i dając dobre rady. Potem usiedliśmy przy stanowiskach z komputerem, telefonem i drukarką...wszystko do naszej dyspozycji, tak aby jak najlepiej się przygotować do pracy albo żeby w ogóle ją znaleźć. Byliśmy zaskoczeni, wszystko oczywiście za darmo.

...dwie godziny siedzenia przy kompie, dzwonienie, wysyłanie CV i drukowanie mapek z dojazdem. Powiem szczerze, że można załapać doła. Potem jeździliśmy przez kolejne trzy godziny i wchodziliśmy WSZĘDZIE. To już dzisiaj było desperackie.

Ale już dzisiaj dało się zauważyć pewną różnicę ... Wczoraj zostawialiśmy CV i tyle. To wszystko. Czasem od razu mówili, że nikogo nie potrzebują, innym razem prosili o CV i obiecywali telefon. Ale dzisiaj było inaczej. Wczoraj co prawda osobno, ale już każde z nas modliło się o pracę. I efekty dało się zauważyć.

Dzisiaj jak wczoraj zostawialiśmy CV, ale osoby którym je zostawialiśmy prosiły nas dodatkowo o numer, bo popytają znajomych i sami się zastanowią czy nie potrzebują opieki do dziecka czy sprzątania. My nic nie mówiliśmy a oni sami nam to proponowali, więc prywatnym osobom również zostawiliśmy telefony i CV. Wierzę, że to przyniesie efekty...wierzę to jest dobre słowo na teraz J

...

Sama nie mogę w to uwierzyć, ale zebrałam całe swoje „chce mi się” i włożyłam je w swoje nogi i ...biegałam dziś ja Polka na obcej ziemi – Norwegii. Och ! Trzeba coś zrobić żeby nie robić nic, ot co ! Nie lubię biegać, to jest fakt, ale tutaj jest inaczej jeśli chodzi o wiele spraw, więc do biegania też jak się okazało podchodzę inaczej. Alesund jest małe i podczas tych 4 dni udało mi się już zwiedzić praktycznie całe J Co jednak nie przeszkodziło mi w tym aby się zgubić J J J Dotarłam do domku... pomimo jego obskurności i ciasnoty już udało mi się nawiązać z nim przyjazną więź, więc gdy cała zasapana, spocona i mokra bo padał deszcz (ot, dziwota) otworzyłam skrzypiące drzwi, poczułam, że jestem w miejscu bezpiecznym...miescu odpoczynku. Zresztą Maks przeczytał kawałek pierwszego posta i cały czas chodzi i męczy mnie : „Nie będziesz mówić o mojej kuchni – obskurna ! Aga opanuj się !”. A ponieważ Maksa lubię to kuchnię też mogę polubić ;) Teraz już po prysznicu, siedzę w mojej malutkiej kuchni, piję herbatę i wsłuchuję się w prayer room (Allyson „all for jesus”), który mam nagrany. Nie mogę dzisiaj modlić się na zewnątrz ponieważ pada deszcz, a w pokoju oglądają film, więc dzisiaj Jezus przychodzi do kuchni na herbatę, nie ma innego wyjścia.

Tutaj pod szafkami jest taka lampka i jeśli się ją włączy, wyłączając wszystkie inne światła to tworzy się ciepły i domowy klimat, biorąc jeszcze pod uwagę widok za oknem, mogę powiedzieć, że czuję się doooobrze J

Wczoraj po prosu Rudy Frajer (ten kot) przeszedł sam swoje kocie możliwości. Modlę, modlę skupiam się itp., aż tu nagle nadchodzi on i jak zazwyczaj zaczyna tarzać się w piachu (?!)... cóż nie zwracam uwagi, ale w momencie kiedy zaczyna mi podchodzić pod nogi ocierając się o moje spodnie to zaczyna być niepokojące (tak w ogóle to boję się kotów, źle im patrzy z tych gał...no ale mniejsza ). To myślę „ Panie Boże idziemy stąd, bo ten kot nie daje nam spokoju”... no to idę...a ten Rudy Frajer za mną! Ot co ! Kto by pomyślał kot jak pies, lezie za mną, no szczyt. To ja idę jeszcze dalej i dalej i wyżej... a on za mną. I już nie było mowy o skupieniu. Nie dawał mi spokoju.

Wczoraj mój czas z Bogiem to było głównie uwielbienie. Czułam wielką wdzięczność i chciałam ją Bogu okazać. Skupiłam też się na wierze i na tym co to znaczy prawdziwe zaufanie, szczególnie gdy tutaj mogę tego doświadczyć w praktyce. Pewnie jakoś napiszę o tym więcej ale póki co nie.

Przed chwilą weszłam do pokoju gdzie są ludzie i stojąc w drzwiach przez chwilę Maks rzucił do mnie tekstem „Ale z tej Agi wypłosz!”... no co za dziwota, pięknie to ja w tym okularach i po zmyciu make up-u nie wyglądam ,ale bez przesady „to chodzi o postawę”... oplułam stolik herbatą trzymaną w ustach... Maks i jego komentarze są jak zawsze cudowne ! J Jacek (jak zwykle bezcenna rekacja J )

Dobra basta na dziś idę się modlić, ot co !

piątek, 25 czerwca 2010

Norwegia, dzien 4

Wczoraj wieczorem wiedziałam, że jeśli w końcu się nie zbiorę wewnętrznie, i nie wyjdę z mojego jakże cudnie zaludnionego pokoju, to przez najbliższy tydzień też nie znajdę czasu na modlitwę... próbowałam w ciągu dnia, ale nie mogłam się przemóc ani wewnętrznie ani zewnętrznie. Siedziałam z Biblią na kolanach trochę rozpaczliwie szukając, fragmentu o który mogłabym się zaczepić. Jednak chyba straciłam swoje duchowe haki, przez to, że nie modliłam się ani nie czytałam Biblii tyle czasu. Ale zdawałam sobie z tego sprawę. Wiedziałam, że jest źle. Jednak moment, w którym zazwyczaj otwierałam Biblię i czułam jak wzbierało we mnie uczucie ekscytacji i radości związanej z tym, że będę znowu na nowo odkrywać jaki jest Bóg i jak do mnie mówi... pomimo tego, że wiedziałam, że zrobiłam dystans pomiędzy mną a Bogiem to jednak moment, w którym otworzyłam Biblię i stwierdziłam, że w sumie to mnie nudzi i wolę posiedzieć z cudownymi ludźmi, których mam dookoła siebie był przykry. Po prostu przykry. Tak jak przykro robi się gdy osoba na której ci zależy bądź którą lubisz/kochasz zawodzi cię, sprawia ci przykrość. To było dokładnie to samo uczucie. Było mi przykro. Czułam się zawiedziona, bo od ostatnich dwóch lat Bóg rozkochał mnie w swoim Słowie, a teraz...tak jakbym to zaprzepaściła. To były konsekwencje chodzenia w letniości. Konsekwencje kochania świata i Boga jednocześnie.

...to nie był pierwszy raz kiedy próbowałam się zmusić do czytania...do kochania Jego Słowa. Przez ostatni czas cały czas to robię, ale nie ma we mnie prawdziwego pragnienia, więc jak mogę to robić ze szczerego serca ?

„Dlatego tak mówi Pan:

Jeżeli zawrócisz, i Ja się zwrócę

Do ciebie,

I będziesz mógł stać przed moim obliczem;

A gdy dasz z siebie to,

Co cenne, bez tego, co pospolite,

Będziesz moimi ustami.

(...)

bo Ja jestem z tobą, aby cię

wybawić i ratować- mówi Pan.”

Jer. 15,19-20

...i zawróciłam. Wieczorem kiedy wszyscy jedli kolację, a ja ze względu na to, że pościłam, nie jadłam, postanowiłam, że pójdę na górkę i tam znajdę miejsce na to aby spotkać się z Jezusem.

Gdy otwiera się drzwi od naszego domku to wychodzi się na zabetonowany mały plac, przez którego połowę rozciągają się sznurki z bielizną i skisłymi ciuchami Hani, która postanowiła zrobić pranie w nocy przed wyjazdem do Norwegii... ;) Jednak gdy uniesie się wzrok nieco wyżej, widać piękną zieleń ościelającą wzgórze poprzecinane skałami i licznymi krzaczkami i pętami z liści i gałęzi... jest pięknie. Jednak gdy wzejdzie się jeszcze wyżej widać rozciągające się poprzez cały horyzont fiordy ośnieżone jeszcze na szczytach, a poniżej wodę, w której szklanym odbiciu odbijają się statki oraz latarnie, które pomarańczowym światłem próbują udawać, że oświetlają noc podczas gdy jest jasno jak w dzień, pomimo tego, że jest godzina 23.15. (to zdjecie, ktore widac, w tym poscie, jest dokladnie z miejsca w ktorym sie modle)

Tam właśnie na ławeczce usiadłam i powiedziałam „Jezu, robię pierwszy krok, reszta należy do Ciebie. Mi naprawdę zależy, ale bez Ciebie, nie umiem kochać Ciebie”. Zaczęłam modlitwą na językach. Poczułam, że mój duch budzi się powoli, że zaczyna wołać do Boga gorąco. Postanowiłam otworzyć swoje usta. Modliłam się tak długo aż, w końcu w niewymuszony sposób zaczęły wypływać z moich ust słowa uwielbienia i miłości do Boga. Poczułam, że On jest ze mną, że mnie słucha, że mój głos Jego serce porusza.

Wierzę i wiem i doświadczyłam tego, że jeśli ja zrobię pierwszy krok, On zrobi drugi. On jest tak wierny. On jest tak kochający. On tak się o mnie troszczy.

Modlitwę przerwały mi jakieś dzikie koty, które buszują chyba w tamtych okolicach o tej porze. Były trzy : jeden rudy z obrożą, następne dwa były dzikie (szary i czarny). Najwidoczniej obecność jakiejś Polki na ich norweskiej ziemi nie stanowiła dla nich żadnej przeszkody aby rozliczać się z terytorium. Jak się można domyślić dwa koty przegoniły zarówno mnie jak i rudego domowego frajera, że tak powiem. Nie pozostawało mi nic jak tylko zmienić miejsce...w końcu to ich ziemia...a ja na obczyźnie. Serio czasem czuję się jak „uchodziec”.

Ten wieczór był znaczący. Moje nastawienie, humor, samopoczucie i nastawienie do innych uległo zmianie. Nawet jeśli wiem to tylko ja, to wiem, ze to kolejny etap bycia takim jak On jest. Na nowo czuję, że coś się we mnie budzi.

....

Rano mycie, szybkie śniadanie i jeżdżenie po różnych zakątkach Alesund w poszukiwaniu pracy J CV, CV i CV... angielski znają tu wszyscy, więc w tym języku tu się porozumiewamy. McDonald podstawowa stawka za godzinę to 55 zł... zobaczymy gdzie nas przyjmą. Trochę zniechęcania w nas dzisiaj wstąpiło. Jeśli nie znajdziemy pracy przez kolejne 7 dni to wracamy do Polski. Ale Bóg jest wierny i wiem, że nasze uczucia są zupełnie sprzeczne z tym co jeszcze może wydarzyć się choćby w przeciągu godziny. WIARA, OT CO ! Ja tam wierzę mojemu Bogu. Póki co mamy gdzie spać i co jeść.

środa, 23 czerwca 2010

Norwegia, dzień 3

Siedzę w małej, obskurnej kuchni. Maks jeździ na stojącym rowerze, który odbija się kontrastem na białej ścianie, na której tapeta pożółkła ze starości. Mały stolik i trzy plastikowe krzesełka. Jedyne z czym mi się to kojarzy, to domek, który budowałam Sims-om gdy jeszcze nie miałam pieniędzy... nie wiem jakim cudem kogoś tutaj było stać na taki rower. Ola rozgląda się dookoła i je kabanosa z majonezem (?!), Hania tłumaczy swoje CV, a ja zastanawiam się na tym jakim cudem tu trafiłam, bo naprawdę to był cud.

Przyjechaliśmy do Alesund wczoraj w „nocy” o godz. 1.30. Piszę „nocy” ponieważ jest tu akurat okres „białych nocy” co oznacza, że słońce nie zachodzi, czyli... jest jasno jak w dzień przez całą dobę. Jest to...DZIWNE. Bo gdy nie jest ciemno, naprawdę nie chce się spać nawet po 36 godzinnej podróży. Domki w okolicy są urocze. Dosyć małe, kolorowe, w każdym oknie są lampki i zasłonki zawieszone w podobny sposób. Dookoła spokój i cisza. Jednak nasz domek choć z zewnątrz nie wyróżnia się niczym szczególnym ( biały ze zdartą farbą, wysoki, bez zasłon i lampek) to w wewnątrz... mały obskurny i zamieszkały przez Polaków szukających tu pracy, bądź już posiadających... bez kitu czuję się uchodźcem.

Otwieram drzwi do pokoju, a tam miejscami pleśń na ścianie i zdarta częściowo tapeta. Ja, Maks i Hania (jego dziewczyna), Ola (siostra Maksa) i Jacek (tata Oli i Maksa)- my wszyscy oto tutaj wymienieni mamy się zmieścić w tym oto pokoju à15 m2. Szybka wymiana spojrzeń, uśmiech Jacka (bezcenny), szybkie przemeblowanie, materace i pościel, prawie gotowi. Prawie, bo moje włosy to patelnia na której był smażony kotlet, a zapach stóp to co najmniej ser pleśniowy. W sytuacji tej oto, ukradkiem aby nie obudzić reszty ludzi, którzy w domku mieszkają, skradłyśmy się do łazienki o wymiarze...hmm, no jedna osoba to może i da radę. Nie było mowy o prysznicu, więc witaj kolejna „noco” o zapachu skisłego ogóra.

! PRYSZNIC ! ...jedyna rzecz o jakiej rano marzyłam. I powiem, że to było piękneeeeee. Woda jest cudowna, miękka ! Wyjęłam świeżutkie ubrania z torby, make up i już przypominałam siebie J

Śniadanie... no powiem szczerze : nie dla mnie ono dziś, ot co ! Tak już jest, że są posty ustalone, ale są takie które wypływają z potrzeby ducha. To był właśnie ten. Mój duch już od wczoraj wołał. Niekiedy bywa, że czujesz jak wewnętrznie cię rozrywa uczucie tego, że coś się dzieje, że jeszcze nie wiesz o co chodzi, ale wiesz, że teraz jest czas oddawania Bogu i słuchania Jego głosu. Nie wiem jak to będzie ze słuchaniem w otoczeniu 5 osób co najmniej, ale wierzę, że Bóg będzie mówił i pokazywał, tak jak wczoraj podczas podróży.

Wczoraj o godz. 4.00 wsiedliśmy na prom...PROM ! Pierwszy raz w moim życiu. P-R-O-M ! Cudownie ! Nie jestem w stanie opisać tego jak bardzo się cieszyłam. Mogłam być Kate, która bawi się na roztańczonym pokładzie Titanica ! Ale nie byłam ... bo nie było Leonardo. Zresztą co mi po nim. Niebo było bajeczne ! Poprzez kolory dzikiej pomarańczy po lawendowe pole ! Bardzo się tym cieszyłam, ale tylko jedna myśl chodziła mi po głowie. Boże jaki masz plan dla mnie tutaj. Czemu dałeś mi taką możliwość aby jechać do Norwegii. Dlaczego tutaj i dlaczego teraz. I powiem coś. Tak piękne widoki jakie widziałam naprawdę przybliżały do Boga i wywoływały wołanie mojego ducha, który widział i karmił się dziełem rąk Tego, który jest jeszcze piękniejszy. To było czyste uwielbienie mojego serca. Uwielbiałam Boga bez słów. Czułam bliskość i miłość, jakiej bardzo potrzebowałam, ale czułam się zbyt winna aby o nią prosić czy zabiegać. Ale dostałam ją darmo, za nic.

Wiem, ze ciągle jeszcze Go nie kocham, ale chcę właśnie tutaj aby On nauczył mnie, co to znaczy kochać Go.

Tak więc kończąc pisać na dzisiaj, mam nadzieję, że znajdziemy pracę. Jutro idziemy rozdawać CV. Jeśli będzie praca, będą pieniądze i możliwość znalezienia innego miejsca J

środa, 16 czerwca 2010

Nic sama.

Przyjdź.

Obudź mnie
Potrząśnij moim życiem

Życie w kompromisie nie zadawala mnie.
Życie w letniości jest dla mnie gorsze niż bycie bez Ciebie.

Mówienie, że Cię kocham oszukując siebie i Ciebie jest dla mnie sposobem na trwanie w kompromisie, tej letniości.

Boże nie kocham Cię.

ZANIM TY MNIE NIE POBUDZISZ JA NIE BĘDĘ POTRAFIĆ CIĘ KOCHAĆ.
ZANIM TY NIE DASZ MI PRAGNIENIA, JA NIE BĘDĘ WOŁAĆ.

Moje proste i szczerze wyznanie Jezu, prosto z serca do serca.

amen.