poniedziałek, 17 stycznia 2011

Jak po raz kolejny moja beznadzieja okazała się jedyna nadzieją.

Miałam już to napisać jakiś czas temu, ale przez sesje nie miałam czasu, a teraz wychodzi na to, że jestem zmuszona. Obudziłam się w środku nocy z migrenowym bólem głowy - zrozumie tylko ten, który to kiedykolwiek przeszedł. Prawie wymiotujesz z bólu, żaden lek nie zbija bólu, tracisz widzenie na oczy i czujesz się tak jakby nigdy się to miało nie skończyć. Po ok 3 godzinach zasnęłam już ze zmęczenia... i oto teraz dalej czując się kiepsko choć nie tragicznie, ponieważ nie jestem w stanie się uczyć napiszę to co ostatnio przeżyłam.

Moje ostatnie pół roku z Bogiem to czas zmagania. Ja jako osoba bardzo emocjonalna i nastawiona na totalne oddanie Bogu nie mogłam znieść tego jak bardzo moje życie zmieniło się od momentu gdy płonęłam dla Boga i nic nie było tak ważne jak On i poznawanie Go każdego dnia. Przez ten ostatni czas szarpałam się. Nie mogłam zrozumieć wielu rzeczy, które mnie spotykają. Ta relacja to była nieustanna walka o relację. Nie miałam przyjemności z bycia z Bogiem, stało się to dla mnie przykrym obowiązkiem, który wisiał nade mną cały dzień. Niektórzy ludzie mówili " Przestań Aga, i tak jesteś gorąca i niesamowita w tym co robisz dla Boga", ale ja wiedziałam w moim sercu, że to jakie moje życie stało się nie satysfakcjonuje mnie... nie przynosi owocu jaki powinno. Czyli widocznych efektów mojej wiary = owoców Ducha Świętego ( radość, pokój, miłość, wiara, cierpliowść, uprzejmość, dobroć)

" A ci którzy należą do Chrystusa
Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje wraz
z namiętnościami i żądzami.

Jeśli według Ducha żyjemy,
według Ducha też postępujemy"
Gal. 5, 24-25

To był mój wyznacznik. To jest moja miara. Do tego się porównuję. Porównuję się z Jego Słowem. Nie z tym co mówią o mnie ludzie, nie z tym co myślą o mnie, a nawet nie z tym jakie ja sama mam wymagania wobec siebie. Ja czytam Jego Słowo i przeglądam moje życie, patrzę w moje serce, w motywy moich działań i przykładam to do Biblii i to ona mi mówi czy to jak żyje jest satysfakcjonujące czy jest takie jak Bóg chce aby było.
Ja wiedziałam jedno... nie postępowałam według Ducha, co jest równe z tym, że według Ducha nie żyłam. Przeciwieństwem Ducha jest CIAŁO. Ja żyłam według mojego ciała czyli moich EMOCJI. To one decydowały o tym jak się czuję, jak się modlę, jak rozmawiam z innymi, jak uwielbiam czy nawet jak się uczę. To one dyktowały nastrój na każdy kolejny dzień. Co w efekcie spowodowało, że przez ostatnie dwa tygodnie każdy poranek zaczynał się łzami, a modlitwy już w ogóle nie było... Wiecie jakie to upokorzenie dla kogoś kto przez ostatnie dwa lata spędzał srednio 2 godz na modlitwie dziennie, 2 dni w tygodniu pościł, ma służbę w kościele i grupie młodzieżowej... nie mówię tego po to aby pokazać kim to ja nie jestem, ale aby pokazać jak bardzo można się zgubić, jak łatwo doprowadzić w swoim życiu do totalnego zagubienia i rezygnacji.
Stałam się taka czym zawsze gardziłam u innych - RELIGIJNA. Zaczęłam mierzyć jakość mojej relacji z Bogiem tym ile czasu z Nim spędzam. Zaczęłam czuć się źle gdy nie dawłam rady z postem. Gdy ominęłam jednen dzień modlitwy czułam, że nie podołałam oczekiwaniom Boga, któremu "jestem przecież winna tak wiele", a już na pewno codzienną modlitwę. A co było najgorsze ? Moje życie z wierzchu wyglądało idealnie.
Moje studia nie sprawiały mi kłopotu, wręcz przyjemność. Nie zawsze byłam przygotowana i ogarnięta, ale miałam nad tym kontrolę albo w każdym razie tak mi się wydawało. Miałam pracę dobrą pracę, bardzo elastyczną i dopasowaną do mojego trybu życia. Miałam wokół siebie ludzi, którzy mnie wspierali i mówili jaka to ja nie jestem. Tylko moi najbliżsi przyjaciele zdawali sobie sprawę z sytuacji... myślę, że nikt inny nie miał pojęcia... i to jest to o czym mówię musimy się sprawdzać z Biblią a nie z opinią innych - to jest tak bardzo złudne.
Wiecie co mnie szokowało najbardziej. Że jak byłam blisko Boga to często mi czegoś brakowało. Cierpiałam z powodu relacji z rodzicami, braku możliwości zarobienia potrzebnych mi pieniędzy na dany okres czasu czy trudności w nauce...ale to co zawsze było to RADOŚĆ. Miałam po porstu radość, wokół mnie mogło się wszystko walić ( kto mnie zna, wiec przez co czasem przechodziałam) ale ja byłam po prostu szczęśliwa. Nie bałam się tego co mnie spotyka. Nie czułam lęku. Nie bałam się o przyszłość. Miałam w sobie wiele wytrwałości i cierpliwości. Kochałam Boga i wiedziałam, że On kocha mnie. To wystarczyło by być pewną tego, że On się wszystkim zajmie. A paradoksalnie gdy miałam wszystko czego można by pozazdrościć czułam się zazstrasznona, przygnębiona, samotna, załamana, smutna, zrezygnowana, bezwartościowa, przegrana...
Jedną rzecz jednak zrobiłam dobrze, gdy się modliłam powiedziałam Bogu "Nie będę już dalej walczyć. Poddaje się. Nie umiem sama nic z siebie dać. Musisz to zrozumieć, że gdy nie mam przyjemności przebywania z Tobą to po prostu za tym nie tęsknie, a gdy za tym nie tęsknie nie będę so tego wracać-nie będę tego robić. Ale zostawiam Ci drzwi otwarte. Jeśli Ty jesteś SAM w stanie to zmienić, to porszę bardzo. Ja nie mam siły walczyć."

...

I tak mijał czas. Mniej więcej 2 miesiące. Co raz dostawałam wiadomości od ludzi, że się o mnie modlą. Gdy dowiadywali się, że nic nie się polepsza mówili "dobra, no to dalej się modlimy"... niesamowite prawda ? Bóg dał mi pięknych ludzi w okół mnie. Chcę powiedzieć, większość tych ludzi to nie byli moi bliscy przyjaciele. Niektórych ledwo co znałam. I to chyba najabardziej mnie dotykało i wzruszało. Jak ktoś kto mnie nie zna może się o mnie modlić i na prawdę się troszczyć o mój los ? Sama sobą trochę gardziłam, więc taka postawa z strony innych była dla mnie czymś w stylu " wow, Boże Ty się na prawdę troszczysz"... ale to mnie jeszcze nie przekonywało. Niektórzy nie wiedzieli, że mam problemy, ale po prostu się o mnie modlili... niesamowite.

...

Godz. 23.45 uczę się do poprawy kolokwium. Jakoś dziwnie się czuję. Coś mnie nosi... taki wewnętrzny niepokój (pisałam o tym w jednym z moich pierwszych postów). Nie wiem co mi się che, ale to co wiem, to to, że BARDZO mi się chce. No ale mija 15 min, a ja ciągle mam to uczucie tyle, że coraz silniejsze. "Boże- nie. Nie mam teraz czasu, muszę to zaliczyć jutro. Nie ma opcji żebym teraz poświęciła Ci czas, jeśli to w ogóle jesteś Ty." ... nic żadnej odpowiedzi. Tyle, że po chwili uczucie jeszcze silniejsze. Stwierdziłam, że włączę sobie jakąś chrześcijańską piosenkę to może choć trochę to "Coś" uciszę wewnątrz mnie... aha jasne, nic z tego. Tylko jeszcze silniejsze. Mówię " dobra, masz swój czas Boże wykorzystaj go, tylko niech to już się zmieni na zawsze bo nie mam już siły na to by odchodzić i znowu powracać... nie mam siły."

I wtedy OD RAZU Bóg rzucił mnie na kolana. Dosłownie. Złamał mnie wewnątrz... skuliłam się, siedząc na kolanach, nie mówiąc o łzach i gilach w których tonęłam. Odczułam Go... nic nie mówię. Nie chciałam tego zakłócić, a Bóg mówi do mnie :

" Dlaczego ciągle uciekasz ? Dlaczego uciekasz przede Mną ? "

...................................nawet gdy o tym piszę nie mogę powstrzymać się od łez.

" Czemu uciekasz przed Miłością ? Czemu nie mogę cię kochać, taką jaką cię stowyrzyłem. Dlaczego nie dajesz kochać siebie tylko podsyłasz mi idealny obraz, który zbudowałaś w swojej głowie myśląc, że on Mnie usatysfakcjonuje ? A Ja chcę ciebie. A nie idealnej wersji ciebie. Czemu przede Mną uciekasz ? "

Siedzę na tej podłoedze i.. kurde nie wiem czemu uciekam ! Nie wiem... ale ryczę jak dzika i jedyne co czuje to... ULGE !!! Jakoś nagle łatwiej... i powoli Bóg zaczyna mi pokazywać i ja już wiem, ja to wypunktuję aby ułatwić Wam odbiór:

1. Doszłam do takiego miejsca w mojej relacji, że stwierdziłam, że jednak sama sobie też zawdzięczam wiele rzeczy. To wszystko gdzie jestem, jaką mam służbę, jaką mam relację z Bogiem jaki owoc przynoszę to jednak jest moja zasługa także, a nie tylko Boga. Przecież ja też władam w to wysiłek. Zaczęałm umniejszać rolę Boga w moim życiu. Sama sobie zaczęłam się robić motywacją... a taka szybko się kończy.

2. Miałam wiele goryczy i żalu do moich liderów i tak na prawdę nie potrafiłam ich błogosławić. Nie zgadzałam się z tym co robią, do czego miałam prawo, ale przede wszystkim mówiłam o tym głośno. A Bóg nad nami ustanawia autorytety i nie pozwoli by im bluźnić.

3. Zaczęłam chcieć być najlepsza w tym biegu o miłość Boga... najmądrzejsza. Najwytrwalsza. I pokazać innym zobaczcie jak to ja się poświęcam, jak ja wiele wkładam, ale ze mnie dzielna kobieta ! ... tak jestem dzielną kobietą ale tylko z Nim... tylko dlatego, że staje się słaba i mówię, że nie dam rady On wtedy mówi "jesteś dzielna, bo przyznać się do tego, że jest się słabym jest bardzo ciężko."

To tylko niektóre,ale za to główne.

I mówię " Boże ! Jak ja mam do Ciebie wrócić moje serce jest już tak złamane... jest tak zranione, tak bardzo wiele w nim zawiedzenia i braku zaufania. Tyle złego pamięta... jest do niczego. Panie nie umiem naprawić serca..."
a Bóg mi przerywa i mówi
" Daję Ci nowe serce. Zupełnie nowe. Bez żadnego ciężaru, złamania, rany czy blizny. Zabieram Ci serce kamieene, serce doświadczone bólem i daję Ci serce mięsiste ZDOLNE BY ZNOWU MNIE KOCHAĆ CAŁĄ PEŁNIĄ."

I w tym momencie fizycznie poczułam jak z klatki piersiowej znika mi ciężar, który nosiłam i myślałam, że jest związany z nieprzygotowaniem na egzaminy sesyjne. Po prostu LEKKO !!! Bóg wziął i wymienił mi serce !!! Co za czad !!! Zaczęłam skakać, klaskać, śpiewać mówić Mu jaki jest cudowny, a wtedy już bez żadnej prośby, nagle z moim pleców zszedł ból... jak się zorientowałam, że nie mam żadnego bólu i jest to powiązane z samopoczuciem psychicznym nagle zrozumiałam, że Bóg zdjął z moich barków problemy, które dźwigałam i chciałam udowodnić, że sama po części też dam z nimi radę. Płakać mi się ze szczęścia chce jak o tym myślę !!! Cóż za piękny Bóg !!!

Wiecie dlaczego tak się stało ? Wiecie ile ja przeszłam prób ? Ile razy ja próbowałam wzniecić ogień dla Boga, sama. Ile razy wołałam i mówiłam "przecież Cię chcę ! przecież Cię kocham ! czemu nie mam przyjemności ? czemu to jest takie trudne?!". I potem coś mi wychodziło... myślałam, że wraca do normy, ale w środku czułam, że to w ogóle nie to... że to w ogóle nie jest prawdziwe. To jest na siłę. To było wymuszone, i tak ciągnęłam przez tydzień, półtora i potem znowu to samo.... ale wiecie co tym razem było inne ???

"lecz ja jestem z tym, który jest
skruszony i pokorny duchem,
aby ożywić ducha pokornych
i pokrzepić serca skruszonych "
Iz. 57,15b

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! skruszny ... dopiero wtedy gdy powiedziałam Bogu, że ja na prawdę bez Niego nawet nie umiem kochać Jego... nawet śpiewać dla Niego nie mogę, bo to tylko słowa bez żadnej głębi... dopiero wtedy gdy się przyznałam, że chce mi się tylko dla tego, że On mi daje łaskę żeby mi się chciało... dopiero wtedy byłam skruszona. BEZ NIEGO JESTEM NICZYM. BEZ NIEGO MAM NIC. Teraz wiem co to znaczy i nie są to puste słowa. pokorny duchem ... przyznałam się Bogu, przyznałam się i poddałam, zostawiałam Mu otwarte drzwi. Nie obraziłam się na Niego. Nie zrezygnowałam z Niego tylko się przyznałam do słabości, a to jest pokora.
aby ożywić i pokrzpić - mój Duch jest żywyyyyyyyyy !!! Moje serce pokrzepioneeeeee !!! Jestem szczęśliwa !!! Jestem radosna, śpiewam, tańczę krzyczę dla Boga. Nie obchodzi mnie co myślą inni. Wiem kim byłam i kim jestem dzięki Niemu. Nic mnie nie powstrzyma. Kocham Go... !!!! Rozumiecie kocham i na dodoatek czuję to i czerpię z tego radość !!! Tęsknię znowu za czasem modlitwy, a Bibila znowu stała się dla mnie żywa !! Cokolwiek czytam ma dal mnie sens i głebokie znaczenie ! To jest moja obietnica wypełniona przez Boga. On mnie zaspokoi, On mnie uszczęsliwi, On da mi satysfacje... ON DA MI POKÓJ INNY NIŻ DAJE TEN ŚWIAT.

Po tych przejściach wpadła mi w ręce ta piosenka.... napiszę tu jej tekst po angielsku i przetłumaczę Go nie będę pisać wszystkiego ale najważniejsze.

Piosenka jest śpiewana w 1 os liczby pojedyńczej czyli tak jakby Bóg spiewał ją specjalnie dla mnie... niech to będzie dla Was zachęta. Jest to mój poprzedni post. Nie umiałam tego umieścić razem.




Misty Edwards " I knew what I was getting into"


I knew what I was getting into when called you. ( wiedziałem w co wchodzę/wiedziałem w co sie pakuję)
I knew what I was getting into when I said your name ( wiedziałem w co się pakuję gdy wypowiedziałem twoje imię)
but I said it just the same (ale mimo to, mówię twoje imię jeszcze raz)

I knew (...)
And I still like you ( I wciąż cię lubię)

Cuz only I can see the end from the beginning. (bo tylko Ja widzę początek i koniec)
And only I can see where you are going ( i tylko Ja wiem co zamierzasz)
When all you see is your brokeness(kiedy to co ty widzisz to tylko złamanie)
But I believe in you (ale ja wierzę w ciebie)
My beloved one (mój ukochany/mój wybrany)

And I am not shocked by your weakness ( nie jestem zaskoczony twoją słabością)
And I am not put off by your brokenness ( nie odrzuca mnie twoje złamanie)
And I am not disgusted by your sin ( nie jestem obrzydzony twoim grzechem)

I know you and I see you're fighting ( znam cię, widzę cię i wiem, że ty walczysz)
And all I ask is that you keep on fighting ( i to o co cię proszę to abyć dalej wlaczył)

And I am not suprised by you weakness ( nie jestem zaskoczony twoją słabością)
And I am not suprised by your brokeness ( nie jestem zaskoczony twoim złamaniem)
You are the one surprised ( to ty jesteś tym, który jest zaskoczony)
But I know you even better than you know yourself ( ale ja znam cię nawet lepiej niż ty samego siebie)
I know you better than that (znam cię na prawdę lepiej)

Even when you do the thing that is unthinkable ( nawet jeśli robisz coś co jest nie do pomyślenia)
The thing you said you'll never do (rzecz, którą powiedziałeś że nigdy byś nie zrobił)

I knew what I was getting into when called you.
I knew what I was getting into when I said your name, but I said it just the same.
I knew what I was getting into and I still want you.
I knew what I was getting into.

Cuz only I can see the end from the beginning. (bo tylko Ja widzę początek i koniec)
And only I can see where you are going ( i tylko Ja wiem co zamierzasz)
And I remember that you are dust (i pamiętam o tym, że ty jesteś pyłem)
And I rember you are a frame (I pamietam, że ty jesteś do kształtowania)

I knew what I was getting into when called you.
I knew what I was getting into when I said your name, but I said it just the same.
I knew what I was getting into and I still want you.
I knew what I was getting into.
No regrets, no regrets ( nie żałuję tego, nie żałuję)
I have no regrets ( nie mam żadnych pretensji)

All I ask you is ( wszystko o co cię proszę to)
Just don't give up.
And don't give in.
If you don't quit. You win, you win.

Just don't give up (nie poddawaj się)
And don't give in ( nie poprzestawaj)
If you don't quit. You win, you win. ( jeśli nie zrezygnujesz to wygrasz, wygrasz)

Everything is in my hands (wszystko jest w moich rękach)
It's going to be alright ( wszystko będzie w porządku)
Everything is in my hands.
It's going to be alright.
It's going to be okay (będzie ok )

Juest don't give up (...)

Everything is in my hands (...)

I knew what I was getting into (..)

I am not put off by your so cold failure ( Nie jestem odrzucony twoją straszną porażką/ upadkiem)
And I am not surprised by your struggle inside ( nie jestem zaskoczony twoimi wątpliwościami/ zmaganiami w środku)
I really understand ( Ja na prawdę to rozumiem)
Just keep on faigthing ( po prostu walcz)
And all i ask don't give up ( i wszystko o co proszę to nie poddawaj się)