piątek, 14 marca 2014

Domowo-poherrnhutowy update 2# 'Nieusatnnie się módlcie',Hiszpania,Mam licencjat !

(Jest to druga część mojego poprzedniego wpisu http://agakosicka.blogspot.de/2014/03/domowo-poherrnhutowy-update-1-cudownych.html )       Także jestem na tych zajęciach pierwszy raz, podpisuję listę. Gdzieś w dali sali rzucają mi się w oczy dwie dziewczyny... pomyślałam, że podejdę do nich i może okaże się, że coś mi pomogą. Wiecie świadomość tego, że kogoś ani razu nie było na zajęciach i przychodzi pierwszy raz i teraz nagle chce wszystko wiedzieć jest wkurzająca dla ludzi, którzy robią coś przez pół roku. Jednak nie miałam nic do stracenia poza reputacją, więc po prostu zaczęłam z nimi rozmawiać i wytłumaczyłam moją sytuację. Okazało się, że są siostrami i robiły notatki przez cały semestr i były na każdych zajęciach. Dowiedziałam się również, że są dwa egzamin jeden dla tych bardziej ambitnych drugi tylko na zaliczenie. Jeśli uległabym mojemu strachowi pod tytułem 'boję się iść na te zajęcia po prostu wszystko znajdę przez internet i pójdę na datę egzaminu, która jest wpisana na stronie' to poszłabym na egzamin dla ambitnych a poza tym nie dowiedziałabym się, że jest lista i nie miałabym żadnych notatek. Także jak już pewnie się domyślacie dostałam wszystkie notatki. Egzamin miałam mieć za 3 tygodnie. 

...

W tym czasie pomiędzy egzaminem bardzo starałam się aby moje życie nie rozleciało się w chaosie tylko dlatego, że nie chodzę do pracy czy nie mam zajęć na uczelni. Wiedziałam, że chcę zachować to co było dla mnie najcenniejsze czyli moją relację z Jezusem. Chciałam poświęcać czas na studiowanie Słowa, modlitwę i uwielbienie. Bałam się, że będę musiała się zmuszać. Jednak warunki domowe nie sprzyjają tak bardzo jak atmosfera domu modlitwy. 
Wielką różnicą jaka nastąpiła po moim pobycie w Herrnhut to było objawienie tego, że Bóg chce żebym z cały czas był obecny Bóg. Rzeczy się działy, spotykałam ludzi, wydarzały się dobre i złe rzeczy, a ja po prostu albo rano albo wieczorem miałam czas kiedy szłam do Boga żeby to wszystko jakoś poukładać zrozumieć... I wtedy zobaczyłam, że jakoś sama sobie powiedziałam, że modlitwa to ten moment kiedy siadam z Nim sam na sam w pokoju, a poza tym ewentualnie moje myśli mogę kierować w Jego stronę.  A przecież Paweł mówi 1 Tes. 5,17 "BEZ PRZYSTANKU SIĘ MÓDLCIE" ! Duch Święty przychodził do mnie ze zrozumieniem tego. To wcale nie znaczy non stop zanosić modlitwy do Boga i gadać do niego w kółko, bo tego też naucza Biblia, że w czasie modlitwy nie mamy być wielomówni. Ale chodzi o to aby czas być w społeczności z Bogiem. I możecie powiedzieć, że wiecie to i słyszeliście to wiele razy, ale czy naprawdę tak żyjemy? Czy nasz duch nieustannie się modli, czy kiedy siadam się modlić to zaczynam zawsze od nowa czy kontynuuję to spotkanie z Nim, które ciągnie się przez cały dzień ? Ta postawa zmienia tak wiele, że kiedy zaczęłam organizować mój czas modlitwy zorientowałam się, że ... nie muszę go organizować ! :D Po prostu cały czas miałam potrzebę modlitwy. Cały czas ! Powiedziałam Bogu, że ja nie jestem właścicielką czasu ale to jest Jego czas w moim życiu, więc kiedy tylko mnie zawoła będę się modlić. To sprawia też dużo większe uwrażliwienie na Ducha Świętego i rozpoznawanie Jego głosu w każdym czasie. Także chodziłam z Bogiem,a kiedy był czas że z Nim na dłużej siadałam żeby poświęcić Mu sto procent swojej uwagi to był to tak namaszczony i wyjątkowy czas, że mogłam powiedzieć, że czułam Boga bardziej niż w Herrnhut, gdzie naprawdę dużo czas spędzałam na modlitwie.
Nim CHODZIŁA, a NIE PRZYCHODZIŁA. Kiedy mi o tym powiedział kiedy byłam z Nim na spacerze w Herrnhut. Zaczęłam widzieć jak wiele razy w moim życiu, cały dzień przechodziłam sama albo dzieląc się wszystkim z przyjaciółmi nawet nie odczuwając potrzeby żeby w tym wszystkim.
Moja droga na basen, koooocham Konstancin !
Przez ten czas właśnie praktykowałam nieustanną modlitwę i chodzenie na basen trzy razy w tygodniu. Wstawałam w miarę wcześnie rano i niesamowite jest to jak bardzo 'nieustanna' modlitwa systematyzowała mój każdy dzień. Zawsze miałam problem z organizacją czasu i załatwianiem telefonicznie papierkowych spraw, których tym razem pomiędzy pobytem w Pl i Niemczech miałam naprawdę masę. I nagle zobaczyłam, że ze wszystkim wyrabiam się na czas. Mogę pomóc w domu, ugotować coś, spotkać się z przyjaciółmi. Uczyłam się bardzo dużo hiszpańskiego (jadę do Barcelony za jakiś czas), uczyłam się teorii muzyki i miałam na wszystko czas... A ja po prostu podjęłam decyzję, że będę na każde Jego zawołanie. Tak często boimy się, że kiedy powierzymy Bogu nasz czas, który i tak nie jest nasz, to że pozawalny sprawy bo tak mówi nasza logika i matematyka... A Bóg przecież sam trzyma czas, On wie i daje obietnicę, której spełnienie oglądałam w moim życiu "Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dodane" Mt.6,33. Także wszystko zostało mi dodane łącznie z finansami....

Otóż jako osoba kończąca studia zdecydowałam, że na pewien okres mojego czasu postanawiam podjąć wyzwanie życia do którego powołuje mnie Bóg i w sumie o którym zawsze marzyłam. Ku zdumieniu wielu ludzi, niezrozumieniu jeszcze większej ilości i ku ekscytującego uczucia w samej sobie podjęłam decyzję zostać misjonarzem wedle tego co czułam gdzie prowadzi mnie Bóg. Na najbliższy czas w domu modlitwy w Herrnhut a potem w Barcelonie w ośrodku misyjnym. Jednak takie życie składa się w wielu momentach polegania tylko na wierze, że Bóg zaopatrzy. Nie bałam i nie martwiłam się nigdy o pieniądze. Niesamowite jest to, że gdy jeszcze grubo ponad rok temu nie miałam w planach nic takiego, dawałam masę korków i finansowo nie miałam najmniejszych problemów mieszkając z rodzicami moja przyjaciółka miała do mnie słowo i powiedziała, że widziała złoto i, że wie nigdy mi na nic nie zabraknie i może teraz o tym nie myślę ale może być czas, że będę potrzebowała tej obietnicy. Potem będąc w Herrnhut kilka osób mówiło mi o zaopatrzeniu i jedna z nich też miała wizję złota. Miesiąc temu byłam w Polsce w pokoju proroczym i tam też dostałam słowo o zaopatrzeniu. Teraz widzę jak to wszystko ma znaczenie i jak bardzo cieszę się, że mam tą obietnicę bo tak się składa, że nie mam żadnych środków z dochodu, muszę polegać na tym co daje mi Bóg. I tak właśnie nie martwiąc się o to, ale myśląc jak poradzę sobie przez najbliższe 6 miesięcy w Herrnhut bez grosza przy duszy. Moja przyjaciółki zorganizowały mi urodziny niespodziankę...
Mój tort 'walizka' i korona z biletów !
Niesamowite było zostać tak obdarowaną. To była cudowna niespodzianka. Miałam zawiązane oczy gdywsiadałam do samochodu i zostałam zwieziona do domu Karo gdzie czekali na mnie przyjaciele z okolic całej Polski, których miałam zaszczyt poznać przez ostatnie kilka lat lub Ci, którzy zawsze przy mnie byli. W tym wszystkim zamieszani byli także moi kochani rodzice tak niesamowicie pomagający i wspierający w tym czasie. Pokój był udekorowany kartonami jakich używa się przy łapaniu stopa z nazwami krajów do których chcę jechać w celach misyjnych, a ludzie byli poprzebierani w typowe dla tych krajów ubrania ! Było przekochanie, modlili się o mnie, śpiewali mi i.... dostałam pudełko i koronę zrobioną z biletów !!! W pudełku były listy a w nich napisane wspomnienia ze mną, a do tego pudełko było... wypełnione pieniędzmi !!! Zebrali mi całkiem pokaźną sumę, czego zupełnie nie oczekiwałam, ale widziałam jak Bóg mnie kocha poprzez tych ludzi. Niesamowite to jest. Zebrałam tyle ile nie oczekiwałam nawet tak naprawdę nie prosząc o to Boga.

Jedną z kolejnych rzeczy jaka wydarzyła się pomiędzy podejściem do egzaminu było cudowne spotkanie z moją przyjaciółką z harcerstwa, która jakieś kilka lat temu przeprowadziła się do daleko położonego miasta od Warszawy. Nie widziałyśmy się ponad dwa lata. Ale to był ciąg kolejnych wydarzeń, które sprawiły czas w Pl niezwykłym. Miałyśmy cały piękny dom dla siebie i dużo czasu aby rozmawiać i też modlić się razem. Niestety diabeł od razu wkroczył do akcji i tak jak moja przyjaciółka nigdy nie zmaga się ze strachem nagle bez żadnego powodu zaczęła bać się wszelkich odgłosów w domu, bała się sama być w pomieszczeniach i ze łzami w oczach wychodząc z łazienki powiedziała 'Aga musimy się pomodlić bo zwariuję'. Modliłyśmy się razem, miałam dalej mój olejek z Izraela, który dała mi Sue w Herrnhut i namaściłam nim drzwi. Po modlitwie strach ustał i nie musiałyśmy się już o to bać. Następnego dnia miałyśmy jechać do ... Irki ! Dziewczyny poznały się kilka lat temu nie wiedząc, że znam się każdą z nich z osobna, a kiedy to odkryły doznały szoku ! Jednak przez różne okoliczności nic nie wyszło z tej znajomości i teraz jechałyśmy na spotkanie z Olą i z Irką aby się razem modlić i pytać Boga jak chce połączyć dziewczyny. Strasznie żałuję, że nie mogę podzielić się wszystkim co się tam wydarzyło, ale to były niezwykłe przełomy. Dużo łez, uzdrowienia, uwolnienia i prorokowania ! Długo modliłam się na językach na głos i w pewnym momencie poczułam parcie żeby zacząć prorokować do Oli, że jest jak lwica z konkretnych powodów i w konkretnych sytuacjach (nie mogę napisać wszystkiego) i nagle Irka mi przerywa i mówi "Aga właśnie w ogóle miałam Ci przerwać jak modliłaś się na językach, bo dokładnie to mówiłaś co teraz mówisz Oli" ... !!! To było niesamowite. Wiecie to nie było "Bóg Cię kocha", ale to były konkretne rzeczy, które Irka zrozumiała w językach... zostałam tak bardzo zachęcona,że słucham Boga w modlitwie i jestem mu poddana. Nie ma opcji żeby coś takiego nie wywarło trwałego wpływu na kogokolwiek. Potem jedna z nas miała traumatyczne przeżycie z przeszłości o czym żadna z nas nie wiedziała, ale Pan postanowił ją uwolnić z tego właśnie tego dnia... to było niezwykłe widzieć proces uzdrowienia i zdjęcia brzemienia z pleców, który nosi się przez tak długi czas. I wiecie co... to nie było spotkanie w wielkiej sali, na wielkiej konferencji gdzie światła padają na dym unoszący się dookoła przy muzyce. Tylko mały pokoik Oli, my siedzące na wykładzinie i po prostu czekające na Pana... co chce dziś zrobić przez nas i dla nas. Nie oczekując nic, dostałyśmy tak wiele. A wiem, że jest jeszcze więcej. 

Potem miałam egzamin, który okazał się banalny, więc napisałam go bez problemu. Uczyłam się do niego w domu i jak byłam na wyjeździe opisanym wyżej u mojej przyjaciółki. Którą kocham całym sercem i nie mogę się nadziwić jak silna i niezwykła jest ! Po egzaminie podeszłam do babki i zapytałam czy mogłabym dostać ocenę szybciej zapisaną w systemie ponieważ chcę jak najszybciej obronić pracę licencjacką. Bo od momentu złożenia czeka się dwa tygodnie na termin, a mój ponowny wyjazd do Herrnhut i tak opóźniał się już bardzo. A ona mówi "Tak oczywiście, proszę w mailu podać mi swoje dane, my zweryfikujemy to z listą i odeślemy ocenę" ... byłam na trzech zajęciach... bałam się bardzo. Oznaczało by to, że nie zdam, że będę musiała zostać w Polsce i nie pojadę do Niemiec. Długo się zastanawiałam czy pisać maila czy czekać dwa tygodnie dłużej na to kiedy wyniki będą wszystkim podane. Ale w końcu zadecydowałam, że po prostu napiszę, a jak Bóg chce żebym pojechała to i tak zrobi tak, że pojadę...

Zdjęcie z mojego spotkania z Julio w kawiarni w Wawie
W okresie bardzo stresującego czekania na wyniki spotkałam się z Juliem z Barcelony gdzie dokładnie mam jechać. Ogólnie historia jest taka. Rok temu zaraz po tym jak otrzymałam pragnienie oddania 3 miesięcy dostałam też przekonanie,że pojadę do Hiszpania i moja Hania miała w tym czasie też jechać na Erasmusa. Myślałam, że może znajdę pracę czy cokolwiek. Może chciałam jakiegoś wytłumaczenia dlaczego tak bardzo nie mogę sobie poradzić ze zdaniem hiszpańskiego. W tamtym czasie nie miałam nikogo w Hiszpanii, ale tak czułam. Potem pojechałam do Herrnhut i wizja jechania do Hiszpanii wydawała mi się bolesna ponieważ w moim sercu było pragnienie powrotu do Niemiec. Pisałam do ludzi do miejsc gdzie mogłabym być częscią czegoś w Hiszpanii ale nikt mi nie odpisywał, nigdy żadnego maila zwrotnego. Aż pewnego dnia dostałam maila od przyjaciółki, że bardzo wyraźnie czuła, że ma iść na spotkanie na które nigdy nie chodzi i kiedy tam poszła zobaczyła, że usługują tam jacyś hiszpanie, którzy potem podeszli do niej pomodlić się o nią i ona opowiedziała im moją historię. Chcieli się ze mną skontaktować bo potrzebują ludzi. Bardzo ogólnie nie chciałam bo serce mi się łamało na samą myśl o tym, że mam jechać tam a nie do Herrnhut a Bóg jakby milczał. Na fb pogadałam z Juliem i okazał się niesamowicie namaszczonym i mądrym człowiekiem. I kiedy już skończyliśmy rozmowę nagle powiedział, że chce zapytać o to czy mam jakieś doświadczenie w prowadzeniu cofe hasu. A ja miałam bo w kościele otwieraliśmy coś takiego. On chce takie coś ewangelizującego otworzyć w centrum Barcelony. I wtedy nagle przypomniało mi się, że moja mam rok temu miała sen, że byłam w kraju gdzie rosły palmy i w takim cofe hausie właśnie pracowałam....
Miesiąc po rozmowie Julio był w Polsce i spotkaliśmy się. Okazało się, że jest to ewidentnie od Boga. Dzieliliśmy się wizją tym Kim jest dla nas Bóg i jak On widzi przyszłość ośrodka, który prowadzi, powiedział mi też o szkole bibliijno-misyjnej... zawsze chciałam coś takiego ukończyć, ale nie wiedziałam gdzie,a tu nagle coś takiego ! Także, to chyba oczywiste potem porozmawialiśmy o datach i wyszło idealnie wg mojego przekonania, które już od jakiegoś czasu nosiłam w sercu. Pojadę na 6 miesięcy do Herrnhut a potem do Barcelony na około rok. Jedynie nie mam na to pieniędzy xD Ale co jest niesamowite, moja liderka z kościoła kiedy tak słuchała mojej historii powiedziała mi : Aga, zróbmy tak, jak będziesz kupowała bilety napisz do mnie i ja Ci je kupię... jeśli zmienisz zdanie i będzie to Afryka też zapłacę, rób to co do czego powołuje Cię Bóg.... jak bardzo niesamowite to jest ?! Jak niezwykły jest mój Bóg. Tak bardzo dba i się troszczy. Więc nie boję się o utrzymanie, jak trzeba będzie to będę pracować, a jak nie to Bóg znajdzie sposób aby mnie wyposażyć.
Poza tym z ciekawostek Julio miał słowo do gościa, który nam serwował kawę i tłumaczyłam go, a potem kiedy podszedł do nas bezdomny, Julio kupił mu jedzenie i otworzył swoją torbę i dał mu część swoich ubrań...

Kończąc tego posta. Nie dostałam odpowiedzi na maila z prośbą o szybsze wyniki, dostałam po trzech tygodniach wpis, że po prostu mam zaliczone. Mogłam załatwić sprawy na uniwersytecie, przy składaniu papierów wyszło wiele braków, które nie były moją winą, ale opóźniały mi wszystko. Mój promotor tak jak się nie odzywał od pół roku, dalej nie odpisał mi na żadnego maila, mojej pracy nie skomentował w żaden sposób, a recenzentowi, który pomagał mi we wszystkim powiedział, że to chyba raczej ja mu nie odpisuję. Ale na szczęście nie straciłam jego poparcia. Bardzo mnie to wszystko stresowało i gdybym chciała można by o tym sklecić kolejnego całego posta. Ale grunt jest taki, że prosiłam wszystkich o modlitwę, nawet nie tyle żeby zdać ale żeby mieć przychylność w jego oczach. Aby nie robił mi problemów. Są dwie oceny z recenzji jedna od recenzenta, druga od promotora. Ode recenzenta dostałam 4+, a od promotora 4. Sprawdził mi pracę 4 godziny przed obroną, więc tylko można sobie wyobrazić stres jaki miałam kiedy przygotowywałam się do wyjścia z domu nie mając tak naprawdę pewności czy mnie dopuszczą do obrony bo potrzeba tych dwóch ocen. Pojechałam na obronę i kochana Karo po raz kolejny okazała się być cudowną przyjaciółką, była tam ze mną i modliła się o mnie. Kiedy weszłam do pokoju. Poczułam taki pokój... byli dla mnie bardzo mili, a mój promotor tłumaczył mi się z pytań, które mi zadawał xD Był dla mnie tak miły, że myślałam, że przejdzie samego siebie. Z obrony dostałam 4+, co razem dało mi wynik 4+. Bóg jest dobry. Bóg jest wierny. Wiele chciałabym jeszcze napisać, ale dziękuję za wytrwałość w czytaniu tego wpisu.

Pozdrawiam z Herrnhut z mojego ślicznego pokoiku. Niedługo pierwszy wpis z tego jak mija mi tu czas. Jestem już drugi dzień :)

środa, 5 marca 2014

Domowo - poherrnhutowy update 1# Cudownych przyjaciół mam!

Czas na mały update. Długo chciałam napisać, ale biorąc pod uwagę tempo wydarzeń ostatnich dwóch miesięcy na prawdę nie było to łatwe. A z drugiej strony tak bardzo chcę pisać i dzielić się wszystkim co się dzieje, że nie pozwala mi to na pisanie szybkiego krótkiego wpisu. 

Chyba najpierw chciałabym podziękować wszystkim osobom, które wspierają mnie w kontynuacji pisania na blogu. Nie będę ściemniać, że naprawdę kocham to robić, ale czasem brak motywacji albo po prostu czasu czy weny. Dlatego dziękuję wszystkim, którzy poświęcają swój czas aby czytać i tym którzy pofatygują się czasem do mnie napisać żeby mnie zachęcić. Bardzo szczere i wielkie DZIĘKUJĘ.

Myślę też, że zaczynam się najzwyczajniej robić sentymentalna i jakoś czuję nawet sentyment do mniemanego grona czytelników, hahahahhaa xD Brzmi conajmniej dziwnie, ale naprawdę tak jest :D A sentyment dlatego bo znowu wyjeżdżam i tym razem na dłużej i już z większą i długoterminowa wizją. I o tym będę chciała też napisać.

Po skończonym czasie w Herrnhut wyjechałam od razu do Dresden do mojej przyjaciółki z Brazylii, która poślubiła Niemca. To był wyjątkowy czas o którym pisałam w poprzednim poście. To co działo się potem zaskoczyło mnie i było zdecydowanie zaplanowane przez Boga.

Jak można się domyślać wracając z Herrnhut zmagałam się przez pewien czas z pytaniami w stylu "Jak ja utrzymam tą relację z Bogiem, którą tam tak pielęgnowałam?", "Jak poradzę sobie emocjonalnie z pożegnaniem z tymi ludźmi?", "Co ja zrobię finansowo?" ... wiele pytań i wątpliwości. A okazało się, że Jezus jest naprawdę wierny i choć wiele razy tak się modliłam to podczas tego czasu z pewnością tego DOŚWIADCZYŁAM.

Już sam powrót z Dresden można zaliczyć do niezwykłych. Tak się składało, że kończyły mi się pieniądze, a powrót pociągami kosztowałby mnie ok 60 euro. Do tego mieliśmy iść do kina na Hobbita. Ale Michael i Evelyn zrobili mi niespodziankę i postawili mi kino, ja za to z radością kupiłam pop corn. Jeszcze w noc przed wyjazdem ja wciąż szukałam na blablacar jakiejś opcji dojazdu. Jednak nie chciałam wracać do Warszawy gdzie mieszkam tylko do Poznania żeby zrobić niespodziankę moim przyjaciołom, a wiedziałam, że będą akurat mieli spotkanie na nocne uwielbienie i modlitwę. Okazało się, że jest koleś, który mnie weźmie po drodze z Dresden i zawiezie gdziekolwiek będę chciała w Poznaniu. Tak się składa, że starczyło mi co do euro. Ok 3 euro żeby dojechać na miejsce spotkania i 20 euro za samochód. To było dokładnie tyle ile miałam w portfelu poza kilkoma centami. Jak się można domyślić w samochodzie rozmawiałam z kolesiem i jak się również można domyślić rozmowa padła na temat Boga. 
Żeby wszystko było jasne - nie była to dla mnie radość życia. Byłam zmęczona i emocjonalnie wypruta. Chciałam spać i po prostu przemyśleć wiele rzeczy, które miałam na głowie. Ale trudno ominąć temat Boga jeśli wraca się z Niemiec a pytanie "co tu robiłaś?" niesie ze sobą całą odpowiedź xD Także rozmawialiśmy o Bogu i o tym kim Bóg dla mnie jest, jak ja to widzę i co może zmienić w życiu tego typa. Nie- nie nawrócił się. Ale usłyszał Prawdę. Tak - tak byłam zestresowana i nie było to strasznie łatwe. Ale zawsze kiedy staję przed wyborem rozmowy i pokazazniem Boga takim jakim naprawdę jest, robię to. Bo tu nie chodzi o moje 'chcę' czy 'nie chce mi się, nie mam ochoty, wstydzę się' tylko o to gdzie ten człowiek spędzi wieczność.

Niespodzianka udała się na maxa ! Zaskoczyłam wszystkich z pomocą mojego kochanego brata. Łzy Rozalii bezcenne, a uściski i okrzyki Mareczka należą do tych niezapomnianych :D To są te momenty kiedy naprawdę dziękuję Bogu za to jakimi przyjaciółmi mnie obdarował i jak niesamowity jest pomiędzy ralacjami i miłością jaką do siebie czujemy. I o ile podczas pobytu w Herrnhut czułam, że tam jest miejsce moich cudownych relacji i przyjaciół to kiedy wróciłam, czułam, że nie mam prawa nigdy wątpić w szczerość i niezwykłość tego co mam tutaj. 
To był dobry czas modlitwy i uwielbienia plus wspólna kolacja wigilijna to było coś czego naprawdę potrzebowałam. Grupa w Poznaniu jest wyjątkowa i każdy kto ma możliwość kiedyś do nich wpaść niech korzysta. Dziękuję Wam za to, że potrakotwaliście mnie jak część Waszej wspólnoty i daliście tyle ciepła i miłości.

Powrót do domu był przekochany ! Na stacji czekała na mnie Karolina i Kasia o czym nie wiedziałam ! Miałam cudowną niespodziankę, której się nie spodziewałam. W domu mały prezent na biurku, moja kochana mama kupiła mi jakieś kobiece drobiazgi, co naprawdę uświadomiło mi, że czekali na mnie i tak niesamowicie mnie wspierają nawet kiedy nie wszystko jest kolorowe. Dosłownie 5 dni w domu i już w ostatni dzień świąt miałam mieć pierwszą wizytę, którą stanowczo można zaliczyć do jednej z bardziej niesamoiwtych. Musicie zrozumieć, że po powrocie z Herrnhut i intensywności wydarzeń z Bogiem i nieoczekiwanych cudów, nie liczyłam na coś takiego w domu. Jednak bardzo się myliłam. 
Około 5 lat temu poznałam Irkę z Gdańska. Byłam na Letniej Szkole Sztuki i Służby w CHDN (Chrystus dla Narodów) gdzie również mają swoją szkołę Biblijną. Pewnego dnia Irka totalnie mnie nie znając podchodzi do mnie i pyta mnie czy modlę się językami, na co ja wręcz prawie oburzona odpowiedziałam, że oczywiście ;) I tu szok ! "Bo ja od kilku dni bardzo silnie czuję, że Bóg chce Ci coś powiedzieć, ja tłumaczę języki i czy zechciałabyś się ze mną pomodlić żebym mogła Ci potłumaczyć" ... Czy chcę ?! Ja na maxa jaram się żebyś to zrobiła ! ... "tak, jasne możemy"... ale w środku cała się jarałam ! Następnego dnia spotkałam się z Irką i pierwszy raz doświadczyłam czegoś takiego jak wykład języków. To było niezwykłe. Mój duch modlił się wersetami, których nie znałam, prosiłam o rzeczy o które sama bym nie wpadła żeby prosić, dziękowałam za rzeczy o których już dawno zapomniałam, że powinnam być wdzięczna. Dodatkowo sama modliłam się proroczo o moją przyszłość i mój własny duch wyjawiał mi rzeczy i wskazówki na najbliższą przyszłość. Dziś z perspektywy 5 lat mogę powiedzieć, że to wszystko było Prawdą. Zmieniło mnie to i natchnęło, zapaliło i zachęciło. Z Irką miałam kontakt i co jakieś pół roku widywałyśmy się na skajpie. Był czas, że pościłyśmy razem o którąś z nas, był czas, że byłyśmy dla siebie głosem rozsądku. Jednak pomimo odległości nic się jakby nie zmieniało. I teraz po 5 latach okazało się, że Irka wracała z Izraela ze swoimi dwoma przyjaciółkami i potrzebowała noclegu żeby następnego dnia jechać do Gdańska. To jest niesamowite jak Pan sam wszystko planuje. Ja się zgodziłam, wiedziałam, że pomimo zmęczenia Pan ma plan na to spotkanie i, że mam nie patrzeć na to jak się czuję. Po kilku dniach świąt i świerzym powrocie z Niemiec serio nie było łatwo. 
Od lewej: Irka, Ja, Ola i Iza
Pojechałam w nocy z mamą na lotnisko i odebrałąm trzy piękne dziewczyny ! Po 5 latach pierwszy raz widziałam się z Irką !!! Nakarmiłam dziewczyny i zaczęłyśmy rozmawiać. Oksazało się, że Bóg mówił i uczył mnie dokładnie o tych samych rzeczach z którymi zmagały się one. Ale żeby powiedzieć ciut więcej i jednocześnie nie zdradzać wszystkiego to chodzi o to jak czujemy się w kościele, jaka jest różnica pomiędzy byciem liderem a duchowym rodzicem, pomiędzy mentorstem a duchem kontroli, pmiędzy żywym chrześcijaństwem w wolności a chrześćijaństem pozornym trzymającym ludzi w jednym kościele. A poza tym wizja małżeństwa i szacunku w relacjach. To wszystko były nasze zmagania i pytania czy aby na pewno wszystko z nami w porządku czy nie ma w nas buntu, czy może braku pokory. Ale kiedy spotyka się osoby z tym samym w sercu zaczyna się widzieć, żę ewidentnie Bóg coś robi i zaczyna od serc niezależnych od siebie osób. Czułam wielki pokój i wizja którą Bóg mi daje odnośnie kościoła i objawienie jeśli chodzi o jedność stało się dla mnie oczywiste, że nie są to moje wymysły, ale że mam to potraktować na serio i  badać Biblię pod tym kontem.
Potem Irka jeszcze modliła się o mnie. Co było niezwykłe. Pokochałam dziewczyny i wiedziałam, że to nie jest ostatni raz jak się widzimy podczas mojego pobytu w Polsce. Ale o tym później, bo to spotkanie otworzyło drzwi do kolejnego spotkania, na którym Bóg pokazał mi jedną z najważniejszych rzeczy podczas mojego pobytu w Polsce.
Może się wydawać, że to zwykłe spotkanie, ale jeśli decydujesz się nie ignorować najmniejszych poruszeń Ducha to kiedy się widzisz z ludźmi, którym możesz usłużyć a oni Tobie i odpowiada to temu co ostatnio mówił Ci Bóg i decydujesz się w tym trwać i nie rezygnować to te "zwykłe/niezwykłe" spotkania zaczynają nadawać kierunek twojemu życiu.
Zrozumiałam też jeszcze jedno. Takiego domu chcę i takiej przyszłości. Przyjmować ludzi u siebie w domu, karmić ich, gościć jak najcenniejszych ludzi, dawać im przestrzeń do spotkania z Bogiem, zachęcać i być zachęcaną. Za tym tęskni moje serce. A tak poza tym dziewczyny dały mi naszyjnik z Izraela z drzewa oliwnego, a co najciekawsze jakieś kilka dni wcześniej modliłam się o to, że chciałabym mieć coś ładnego na szyję xD Bóg naprawdę dba o każdy szczegół. Jest Bogiem precyzji.

Potem dziewczyny pojechały i już tego samego dnia były u mnie dwie jedne z moich najbliższych przyjaciółek z dzieciństwa. Z czego jedna z nich jest w naprawdę trudnym miejscu już od dłuższego czasu o czym nie będę pisać. To spotkanie było bardzo ważne ze zwykłej przyczyny spotkania się po prostu z tęsknoty ale też z tego powodu, że czasem samo przebywanie z przyjaciółmi bardzo koi. Potem modliłyśmy się razem i pomimo, że nie jesteśmy z tego samego kościoła, Duch Święty nam usługiwał. Przychodził z miłością i ukojeniem. A to, że naprawdę się kochamy dawało poczucie bezpieczeństwa. Jednak niektóre sprawy wymagają więcej niż jednej modlitwy. Często nosimy w naszym życiu konsekwencje niedojrzale podjętych decyzji naszych rodziców. Powiem szczerze, że czuję bezsilność w takich sytuacjach. Nie rozumiem wielu rzeczy. Ale wiem, że Pan jest w stanie odmienić wszystko każdą sytuację i historię i wiem to bo tego doświadczyłam.

Następnego dnia jechałam już na "Początek" konferencję sylwestrową na której miałam zaszczyt już drugi raz prowadzić warsztaty ze studiowania Słowa. W tym całym biegu i zamieszaniu przygotowanie się do nich naprawdę było dla mnie trudne. Jednak Bóg był ze mną i już dzień przed wyjazdem miałam ogólny plan i wizję. Tylko że tym razem moim pragnieniem było jednak poprowadzić to głębiej, bardziej w praktykę połączyć to z modelem uwielbienia z 4 rozdziału księgi Objawienia - harfy i czaszy. Harfa symbolizuje muzykę i dziwięki same w sobie, czasza zaś modlitwy. A połączenie tego jest śpiewaniem lub graniem tego czym byś się modlił co byś czytał. Śpiewania Słowa Bożego lub samych modlitw lub granie tego co mógłbyś powiedzieć w słowach. Miałam wizję ludzi którzy są z tak wielu denominacji ,ale połączeni jednym pragnieniem uwielbienia i wywyższenia Jezusa stają razem wolni od wstydu i podziałów. Ale tak szczerze nie wierzyłam, że się to stanie. Nie wiedziałam nawet ile osób przyjdzie na tak mało atrakcyjne warsztaty jakim jest studiowanie Słowa, szczególnie, że inne do wyboru np były warsztaty z chodzenia w mocy ! C'mon sama bym poszła na takie gdybym nie prowadziła moich xD Ale okazało się, że miałam około 60 osób !!! Co pozwalało mi mieć wypasistą salę dla siebie i dzięki wspaniałomyślności Kuby (którego wtedy nie polubiłam xD a potem okazało się, że jednym z bardziej inspirujących ludzi jakich znam) mogłam mieć piano na moich warsztatach. 

Kiedy zobaczyłam to 60 osób już mi się chciało płakać ! Serio ! Nagle Bóg wlał coś takiego do mojego serca czego wcześniej nie miałam - wołanie o jedność na poziomie serca. Nie wiem jak to określić, ale dotykało mnie to gdy tylko patrzyłam na tych ludzi i ich otwarte umysły i świadomość tego, że od wielu z nich sama mogłabym się wiele nauczyć. Było kilka znajomych mi twarzy z poprzedniego roku z moch warsztatów co było dla mnie wielkim przywilejem. Na drugiej części warsztatów kolejnego dnia miałam już o 20 osób więcej. Pod koniec każdych warsztatów, kiedy kończyłam mówić robiliśmy praktyczne zastosowanie i szczerze... nie liczyłam na nic. Polegało to na tym, że cała sala miała fragment, nad którym medytowała a potem jak grałam zaczynałam śpiewać jedno zdanie, które wszyscy mieli powtórzyć, jednak tylko zaczynałam na resztę liczyłam od ludzi, którzy byli uczestnikami. Ale c'mon... około 70/80 osób w jednej sali na kupie, nie znając się będzie teraz mi wyśpiewywać swoje modlitwy a cała reszta bez zawahania ma to nagle powtarzać... i kurcze.... STAŁO SIĘ. Po prostu się stało. Płakać mi się chciało jak nie wiem co. Zero osądu, myślenia czy ktoś śpiewa ładnie czy nie, czy powinienem teraz otworzyć usta czy nie... nic z tego. Ludzie podjęli decyzję i po prostu widziałam to co wierzę zobaczę w końcu - kościół stający w jedności, podnoszący swój głos do Pana panów, i Króla królów w jednym okrzyku w totalnej jedności i tej samej pasji. Niezależnie od tego kto w jakim miejscu duchowo się znajduje i z jakiego kościoła jest. Wzrosła we mnie pasja do modlitwy o kościół o to by był rodziną przede wszystkim. Chciałam tak bardzo wszystkim wtedy powiedzieć, że ich kocham, żeby zanieśli to do swoich kościołów, kontynuwali w domu. 


Niesamowite dla mnie było, że przychodzili do mnie ludzie ci, którzy nie byli u mnie na warsztatch i mówili, że słyszeli, że było grubo, że był duch święty. Moja przyjacióła przyszła w czasie warsztatów i powiedziała, że duch święty kazał jej przyjść bo coś ważnego się działo na tych warsztatach. Nie wiem jak mam dziękować za ten przywilej bycia w tamtym momencie narzędziem w jego rękach. Ludzie podchodzili i mówili co im to dało. Nie ma nic piękneijszego. Ale co jest piękne to nie koniec mojej prygody z warsztami, co napiszę bo otoworzyły się dla mni kolejne drzwi. 
A tak poza tym wsparcie moich przyjaciół podczas tych warsztatów było bezcenne, dziękuję, że zawsze przy mnie jesteścue chociaż dokładnie wiecie co będę mówić i znacie wszystkie historie, które opowiadam na pamiec xD Kocham Was !

Wróciłam do domu i musiałam się zmierzyć z studiami... tak. I to chyba jest jedno z większych świadectw mojego życia. Możliwie wszystko co mogło pójść nie tak na moich studiach tak właśnie poszło w moim wypadku xD Ogólnie co roku ocierałam się o niezaliczenie, a na trzecim roku przeszłam już swój szczyt. Zazwyczaj nie wynikało to z moich zaniedbań ale z wyjątkowych w moim przypadku przeciwności. Jak pewnie większość z Was wie i zna moje świadectwo z hiszpańskiego to było to największe zwycięstwo Boga w moim życiu nad okolicznościami, a zarazem połowa drogi do ukończenia studiów. 
W dużym skrócie. Na studiach został mi jeszcze jeden dowolny przedmiot Ogólnouniwesytecki do zaliczenia. A ja już w planach miałam wyjazd do Herrhnut. Decyzja o dopuszczenia mnie do przedmiotu zajęła Uniwersytetowi Warszawskiemu tyle czasu, że już dawno było po terminach rejestracji. Czyli jednym słowem co mi po zgodzie jeśli i tak już nie mogę się zarejestrować. Wiedziałam, że muszę znaleźć przedmiot na którym nie ma listy obecności, egzaminu i trwa pół semestru abym w styczniu mogła podejść do obrony pracy licencjackiej. Ogólnie... cudu mi trzeba było, a to wszystko dlatego bo miałam być w Herrnhut czyli nie miałabym jak się uczyć, a już tym bardziej być na wykładach xD Muszę przyznać, że długo się zmagałam z poczuciem czy dobrze robię czy takie podejście jest ok. Ale wiecie o czym sobie wtedy przypominałam ? Że okoliczności nigdy nie będą na tyle idealne i dobre aby w pełni wejść w bożą wolę. Nigdy nie będzie idealnego momentu, zawsze będzie jakieś 'ale'. Wiedziałam, że albo teraz pójdę za Bogiem stuprocentowo albo znowu będę odkładać na później. Wiedziałam też, że po prostu jest to niemożliwie, więc albo Bóg sam otworzy mi drzwi albo po prostu zostanę w domu...
A więc ! Znalazłam przedmiot, który brałam dwa lata wcześniej. Akademia Filmowa. Jest to pięcioletni cykl, który trwa i można do niego przystąpić. Wiedziałam, że jest bez listy, bez egzaminu, ale jest płatny. Tylko, że ... było po terminie a lista była pełna. Nie było już miejsc. Pisałam do ludzi co mam robić itp, ale wszyscy mówili, że nie ma szans to jest zbyt oblegane i wszyscy chcą tam być. Srałam po gatkach bo zaraz miałam wyjeżdżać. Pomodliłam się i zadzwoniłam tam. "Proszę Pani jest taka sprawa, za późno dostałam decyzję, chcę bronić licencjata w styczniu... da mnie się gdzieś wcisnąć?", "No nie wiem... nie ma miejsc..." chwila ciszy ... "Dobra... wpiszę Panią. Proszę podać dane żebym mogła w systemie zarejestrować, proszę tylko przynieść pieniądze w poniedziałek." "A czy na pewno nie ma egzaminu i listy?" "Tak na pewno." "Dziękuję do widzenia" Możecie sobie tylko wyobrazić moją radość. Pojechałam następnego dnia do Herrnhut a papiery już zawiózł Grześ mój brat.
A teraz wracam z Sylwestra dzwonie i mówię "Poproszę tylko wpis do systemu z przedmiotu, bo chcę bronić licencjata jak najszybciej". A babka do mnie "Ale proszę Pani nikt Pani nie powiedział , że w tym roku jest egzamin i wszyscy muszą do niego podejść?" Spoko. Nie było mnie na ani jednych zajęciach bo... byłam w Herrnhut. Zostały jeszcze 3 zajęcia do egzaminu. Modliłam się tylko tak : Panie daj mi jakiś ludzi, którzy ogarniają i dadzą mi notatki albo coś bo inaczej zginę marnie. Poszłam na zajęcia a tam pierwsze co dostaję w rękę to lista obecności. Pozdro. Nie było mnie ani razu, lista obecności, a ja nikogo nawet nie znam. Jeśli zawalę ten przedmiot zawalam rok i nie mogę bronić licencjata. Nie mogę znowu wyjechać...

C.D.N.