środa, 19 maja 2010

Zaplanowany przypadek.

W ostatni piątek postanowiłam pojechać na spotkanie do Koła. Miał tam być Richard Brunton, założyciel "Living Hope Ministries". To nie było jedno z tych spotkań, na które paliłam się i o którym nie mogłam przestać myśleć...ale pojechałam.
Umówiłam się z A.N; że pojadę tam pociągiem i z dworca odbierze mnie Julian. Nie znałam go i szczerze mówiąc wstydziłam się, nie lubię takich sytuacji - trzy godziny z kimś kogo nie znam. Spotkanie zaczynało się 11.00, a ja byłabym tam już 8.03. Jednak wieczorem tuż przez przyjazdem zadzwoniła do mnie żona A.N. i powiedziała, że są ludzie z Pragi, którzy też tam jadą i mogą mnie wziąć samochodem... no i bosko ! Rano pojechałam do metra z mamą, potem na Pl. Bankowy i wsiadłam do samochodu w którym...na pewno nie spotkało mnie to czego oczekiwałam. Byłam zmęczona i myśl o trzy godzinnej jeździe, opierając się o szybę z otwartą buzią podczas snu była dla mnie czymś pięknym. Jednak przez 3 godziny słuchałam ... i słuchałam.... czegoś pięknego. Osoba z którą jechałam opowiadała mi historie ludzi, którzy postanowili zrezygnować z siebie na rzecz Czegoś, postanowili umrzeć dla siebie,a nawet swoich rodzin bo mieli świadomość, że "są straceni dla tutaj aby być tam już na zawsze". Pełne łez oczy i to uczucie i ciarki kiedy wiesz, że to chodzi o Coś więcej, to było to w co zamieniła się moja podróż z rozdziawioną buzią... ale i tak chciało mi się spać.
Po dojechaniu na miejsce spotkałam Juliana...okazało się, że pojechał po mnie na dworzec. Nie wiedział jak wyglądam, a więc gdy spotkał jakąś młodą dziewczynę, która mówiła po angielsku i nie wiedziała jak ma się odnaleźć,pomyślał, że to ja i ... wziął ją ze sobą do domu. Po chwili okazało się, że ona wcale nie jest mną i za trzy godziny ma pociąg do Warszawy, więc przywiózł ją ze sobą na spotkanie z Richardem. To było dla niej nietypowe, ale nie okazywała zdenerwowania...Spotkanie zaczęło się.
Na początku skupiliśmy się na Nim i powiedzieliśmy Mu jak bardzo się cieszymy, że jest wśród nas. Gdy ta dziewczyna tego słuchała, miała łzy w oczach... Kiedy skończyliśmy tą część (do tej pory ja jej wszystko tłumaczyłam) Richard Coś powiedział... i myślę, że ona właśnie po to, tam z nami się znalazła...

"Na ziemi jest tak wielu ludzi, że nigdy nie będziemy w stanie wszystkich poznać, a już na pewno zawiązać przyjaźń i relację. Ale musicie wiedzieć, że jest Ktoś kto zna cię bardzo dobrze. Ktoś dla Kogo spośród tych milionów TY JESTEŚ UNIKALNY, JEDYNY I ZALEŻY MU NA TWOJEJ BLISKIEJ I PRZYJACIELSKIEJ RELACJI Z NIM. On każdego dnia tęskni za tym żeby się z tobą spotkać. Zna ciebie i twoje potrzeby i chce ciebie słuchać. "

Myślę, że to wystarczyło aby zaczęło się Coś pięknego również w jej życiu. Jednak to ciągle kwestia własnych decyzji. Po chwili musiała już jechać, a ja w ostatniej chwili postanowiłam dać jej mojego maila...

A ! Okazało się również, że żona Juliana to kobieta, którą poznałam na konferencji z Piotrem Płechą. Podeszła do mnie i poprosiła o kontakt w sprawie młodzieży u nich w Kole. Chciała żebyśmy do nich wpadli i trochę ogniska tam rozpalili ;) Niesteety nie było jej teraz na spotkaniu, ale mam już zaproszenie też od Juliana.

Przypadek bardzo zaplanowany.

3 komentarze: