piątek, 25 czerwca 2010

Norwegia, dzien 4

Wczoraj wieczorem wiedziałam, że jeśli w końcu się nie zbiorę wewnętrznie, i nie wyjdę z mojego jakże cudnie zaludnionego pokoju, to przez najbliższy tydzień też nie znajdę czasu na modlitwę... próbowałam w ciągu dnia, ale nie mogłam się przemóc ani wewnętrznie ani zewnętrznie. Siedziałam z Biblią na kolanach trochę rozpaczliwie szukając, fragmentu o który mogłabym się zaczepić. Jednak chyba straciłam swoje duchowe haki, przez to, że nie modliłam się ani nie czytałam Biblii tyle czasu. Ale zdawałam sobie z tego sprawę. Wiedziałam, że jest źle. Jednak moment, w którym zazwyczaj otwierałam Biblię i czułam jak wzbierało we mnie uczucie ekscytacji i radości związanej z tym, że będę znowu na nowo odkrywać jaki jest Bóg i jak do mnie mówi... pomimo tego, że wiedziałam, że zrobiłam dystans pomiędzy mną a Bogiem to jednak moment, w którym otworzyłam Biblię i stwierdziłam, że w sumie to mnie nudzi i wolę posiedzieć z cudownymi ludźmi, których mam dookoła siebie był przykry. Po prostu przykry. Tak jak przykro robi się gdy osoba na której ci zależy bądź którą lubisz/kochasz zawodzi cię, sprawia ci przykrość. To było dokładnie to samo uczucie. Było mi przykro. Czułam się zawiedziona, bo od ostatnich dwóch lat Bóg rozkochał mnie w swoim Słowie, a teraz...tak jakbym to zaprzepaściła. To były konsekwencje chodzenia w letniości. Konsekwencje kochania świata i Boga jednocześnie.

...to nie był pierwszy raz kiedy próbowałam się zmusić do czytania...do kochania Jego Słowa. Przez ostatni czas cały czas to robię, ale nie ma we mnie prawdziwego pragnienia, więc jak mogę to robić ze szczerego serca ?

„Dlatego tak mówi Pan:

Jeżeli zawrócisz, i Ja się zwrócę

Do ciebie,

I będziesz mógł stać przed moim obliczem;

A gdy dasz z siebie to,

Co cenne, bez tego, co pospolite,

Będziesz moimi ustami.

(...)

bo Ja jestem z tobą, aby cię

wybawić i ratować- mówi Pan.”

Jer. 15,19-20

...i zawróciłam. Wieczorem kiedy wszyscy jedli kolację, a ja ze względu na to, że pościłam, nie jadłam, postanowiłam, że pójdę na górkę i tam znajdę miejsce na to aby spotkać się z Jezusem.

Gdy otwiera się drzwi od naszego domku to wychodzi się na zabetonowany mały plac, przez którego połowę rozciągają się sznurki z bielizną i skisłymi ciuchami Hani, która postanowiła zrobić pranie w nocy przed wyjazdem do Norwegii... ;) Jednak gdy uniesie się wzrok nieco wyżej, widać piękną zieleń ościelającą wzgórze poprzecinane skałami i licznymi krzaczkami i pętami z liści i gałęzi... jest pięknie. Jednak gdy wzejdzie się jeszcze wyżej widać rozciągające się poprzez cały horyzont fiordy ośnieżone jeszcze na szczytach, a poniżej wodę, w której szklanym odbiciu odbijają się statki oraz latarnie, które pomarańczowym światłem próbują udawać, że oświetlają noc podczas gdy jest jasno jak w dzień, pomimo tego, że jest godzina 23.15. (to zdjecie, ktore widac, w tym poscie, jest dokladnie z miejsca w ktorym sie modle)

Tam właśnie na ławeczce usiadłam i powiedziałam „Jezu, robię pierwszy krok, reszta należy do Ciebie. Mi naprawdę zależy, ale bez Ciebie, nie umiem kochać Ciebie”. Zaczęłam modlitwą na językach. Poczułam, że mój duch budzi się powoli, że zaczyna wołać do Boga gorąco. Postanowiłam otworzyć swoje usta. Modliłam się tak długo aż, w końcu w niewymuszony sposób zaczęły wypływać z moich ust słowa uwielbienia i miłości do Boga. Poczułam, że On jest ze mną, że mnie słucha, że mój głos Jego serce porusza.

Wierzę i wiem i doświadczyłam tego, że jeśli ja zrobię pierwszy krok, On zrobi drugi. On jest tak wierny. On jest tak kochający. On tak się o mnie troszczy.

Modlitwę przerwały mi jakieś dzikie koty, które buszują chyba w tamtych okolicach o tej porze. Były trzy : jeden rudy z obrożą, następne dwa były dzikie (szary i czarny). Najwidoczniej obecność jakiejś Polki na ich norweskiej ziemi nie stanowiła dla nich żadnej przeszkody aby rozliczać się z terytorium. Jak się można domyślić dwa koty przegoniły zarówno mnie jak i rudego domowego frajera, że tak powiem. Nie pozostawało mi nic jak tylko zmienić miejsce...w końcu to ich ziemia...a ja na obczyźnie. Serio czasem czuję się jak „uchodziec”.

Ten wieczór był znaczący. Moje nastawienie, humor, samopoczucie i nastawienie do innych uległo zmianie. Nawet jeśli wiem to tylko ja, to wiem, ze to kolejny etap bycia takim jak On jest. Na nowo czuję, że coś się we mnie budzi.

....

Rano mycie, szybkie śniadanie i jeżdżenie po różnych zakątkach Alesund w poszukiwaniu pracy J CV, CV i CV... angielski znają tu wszyscy, więc w tym języku tu się porozumiewamy. McDonald podstawowa stawka za godzinę to 55 zł... zobaczymy gdzie nas przyjmą. Trochę zniechęcania w nas dzisiaj wstąpiło. Jeśli nie znajdziemy pracy przez kolejne 7 dni to wracamy do Polski. Ale Bóg jest wierny i wiem, że nasze uczucia są zupełnie sprzeczne z tym co jeszcze może wydarzyć się choćby w przeciągu godziny. WIARA, OT CO ! Ja tam wierzę mojemu Bogu. Póki co mamy gdzie spać i co jeść.

4 komentarze:

  1. Zobaczyłam na fejsbuku, że masz bloga. Jednym tchem przeczytałam wszystkie wpisy. Jestem niesamowicie zafascynowana, tym jak wygląda Twoje życie, bo nigdy do końca nie zdawałam sobie z tego sprawy. Podziwiam, naprawdę. Będę na pewno zaglądać częściej i zapraszam czasem do siebie - www.chude-rozkminki.blog.pl
    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Aga!!! Cieszę się strasznie, że dajesz świadectwo, że Ty piszesz o sobie, zawsze to łatwiej dociera. A dla mnie paradoksalne jest to że piękne widoki czasem przesłaniają Boga.
    Trzymaj się, kochana!
    ew

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. i nie wiem czemu zamieściło mnie jako Magdalenę... te komentarze są fascynujące:D
    a zdjęcie cudne.
    ew

    OdpowiedzUsuń