Miałam długą przerwę
w pisaniu tego bloga i zastanawiałam się czy może nie jest czas by sobie
odpuścić... jednak kilka osób zachęciło mnie by nie poddawać się i pisać dalej.
Czasami nie wiem czemu go założyłam, nie jestem systematyczna w takich rzeczach
i nie wiem czy kiedykolwiek będę ;) Ale są momenty, że ekscytacja Bogiem tak
mnie przerasta, że stwierdzam, że muszę się tym podzielić !
Ogólnie mam zamiar na przestrzeni czasu napisać jak NIESAMOWICIE i PONADNATURALNIE Bóg ogarnia moje życie i jak wiele rzeczy o których ledwo śmiałam marzyć stały się prawdą podczas tego roku. Jednak było to okupione licznymi próbami, przeciwnościami i walką o pewne rzeczy... o tym też napiszę. Chcę zachęcić - nie poddawaj się. Cokolwiek robisz, o czymkolwiek marzysz - nie poddawaj się. Mówię to z doświadczenia i wiem, że najpiękniejsze rzeczy przychodzą przez ból. Ostatnio też skończyłam czytać "Hobbita" i znalazłam tam cudowny fragment, podczas gdy zastanawiałam się dlaczego niektóre rzeczy przychodzą tak trudno (niesamowite jak Bóg mówi do mnie przez wszystko nawet Hobbita ;) )
" Może to dziwne, ale przyjemne doświadczenia i spokojne przyjazne dni nie są zbyt dobrą materią do opowieści, podczas gdy przeżycia niepokojące, nieprzyjemne a nawet groźne tworzą kanwę wspaniałych historii i długo można o nich opowiadać. "
" Może to dziwne, ale przyjemne doświadczenia i spokojne przyjazne dni nie są zbyt dobrą materią do opowieści, podczas gdy przeżycia niepokojące, nieprzyjemne a nawet groźne tworzą kanwę wspaniałych historii i długo można o nich opowiadać. "
Pod koniec kwietnia
byłam już u schyłku rozpaczy jeśli chodzi o moją relację z Bogiem. Tak bardzo
chciałam kochać i być oddana, a tak bardzo nie mogłam ! To był problem, który
wracał do mojego życia regularnie i zawsze z większą mocą gdy wydawało mi się,
że go pokonałam. Czułam, że zawiodłam Boga po raz kolejny. Czułam, że jeśli
teraz do Niego przyjdę On zabierze mi wszystko co kocham i powie : 'to jest
prawdziwe oddanie'... BAŁAM SIĘ ! Nie chciałam relacji, która jest zbudowana na
strachu i dzikiej desperacji powrotu czasu zakochania w Bogu, wiedząc, że nie
stać mnie teraz na miłość do Niego...
Postanowiłam, że
zadzwonię do mojej przyjaciółki, która już od ponad 2 lat jest w IHOP-ie
(International House of Prayer) i powiem jej o moich zmaganiach. Ona zazwyczaj
modliła się w takich momentach i zazwyczaj Bóg mówił jej rzeczy o których nie zdawałam
sobie sprawy, a były kluczowe dla rozwiązania sytuacji.
Była to niedługa
rozmowa, powiedziałam jej mniej więcej tyle ile napisałam tutaj, że nie umiem
zaufać Bogu, że się boję, że chce Go kochać, ale też nie chcę się do tego
zmuszać... i ona powiedziała słowa tak proste i tak trafne, że nie zapomnę ich
nigdy:
"Aga Ty po
prostu nie znasz Boga. Gdybyś Go znała to wiedziałabyś, że nie ma czego się
bać. Gdybyś Go na prawdę znała to chciałabyś Go kochać. Budujesz swoją wartość
na podstawie tego co robisz, a nie kim jesteś. A jesteś Jego najdroższym
skarbem. I gdybyś wiedziała Kim jest to sama wiedza, że tak bardzo Cię kocha
nie dopuściła by myślenia, że mogłaś Go jakkolwiek zawieść."
I oto odpowiedź.
Dodała jeszcze żebym zaczęła pod tym kontem czytać ewangelię Jana. Wzięłam się
do roboty, a Bóg nie
milczał. Od razu znalazłam odpowiedź, która okazała się nie tylko
odpowiedzią dla mnie ale też jak się okazało innych z którymi mogłam o tym
rozmawiać.
I o tym co odkryłam
i co powiedział mi Bóg napiszę w kolejnym poście bo ten już jest za długi
;)
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz